Podburzona ludność obrzuca Europejczyków kamieniami. To reakcja na aferę francuskiej organizacji humanitarnej, oskarżonej o handel dziećmi z miejscowych plemion. Prezydent Francji bezskutecznie stara się załagodzić sytuację. Polskich żołnierzy wysyłanych na misję pokojową mogą czekać poważne problemy w Czadzie i Darfurze.
Obserwatorzy alarmują, że zaostrzają się tam antyeuropejskie nastroje. Francuskie media donoszą, że miejscowa ludność jest tak podburzona, że dochodzi do aktów przemocy wobec obcokrajowców.
Nie pomogło oficjalne potępienie przez Sarkozy’ego „nielegalnych działań” organizacji Arka Zoe. Sytuacji nie zmieniła też zgoda Paryża, by jej członkowie byli sądzeni w Czadzie, gdzie zostali aresztowani.
Zatrzymani działacze mają zostać ewakuowani do stolicy Czadu, ponieważ koło granicy z sudańskim Darfurem grozi im lincz. Sytuację pogarsza fakt, że przylecieli oni tam francuskimi samolotami wojskowymi i nimi chcieli wywieźć dzieci. Armia tłumaczy, że nie wiedziała, co chcieli zrobić. Nie wystarcza to jednak, aby uspokoić oburzone plemiona.
W Ndżamenie, stolicy Czadu, oskarżono o handel dziećmi i aresztowano w czwartek dziewięciu obywateli Francji. Próbowali oni wywieźć z graniczącego z Czadem Darfuru ponad 100 dzieci w wieku od trzech do ośmiu lat. Planowali przewieźć maluchy samolotem czarterowym do Francji. Na pomoc dla dzieci zebrano już około miliona euro, a gotowość ich przyjęcia zgłosiło ponad trzysta rodzin z Francji i Belgii.
Organizacja twierdzi, że celem było uratowanie dzieci od śmierci. Zdecydowanie też zaprzecza, by pełniła rolę agencji adopcyjnej, czy zajmowała się handlem dziećmi. Zarówno władze Czadu, jak i Francji wiedziały o całej operacji - utrzymuje organizacja.