Na światło dzienne wychodzą kolejne fakty z imprezy amerykańskich wojskowych i agentów Secret Service przygotowujących wizytę prezydenta w Kolumbii. Po skandalu z prostytutkami trzech z 11 agentów już odeszło ze służby albo wkrótce to uczyni. Amerykańska prasa publikuje pikantne szczegóły schadzki.
Agenci Secret Service bawili się w towarzystwie ponad 20 pań lekkich obyczajów. Najpierw w lokalu, potem zaprosili je do hotelu. Kobiety za godzinę inkasowały 180 dolarów, a już wiadomo, że impreza trwała co najmniej kilka godzin. Agenci po wypiciu kilku głębszych ujawnili nawet, że pracują dla prezydenta Baracka Obamy i przyjechali przygotować jego wizytę w Cartagenie.
Sprawa wyszła na jaw, kiedy szef hotelu zorientował się, że jedna z pań nie opuściła pokoju hotelowego przed godziną 7 rano. Kiedy zapukał do drzwi pokoju, a agent nie otwierał - dyrektor hotelu zawiadomił policję, a następnie ambasadę USA. Kiedy policjanci przyjechali na miejsce, mieli słyszeć przez drzwi awanturującą się słabym angielskim kobietę, która żądała zapłaty za usługi seksualne.
Jak wynika z nieoficjalnych informacji, do Kolumbii poleciała specjalna grupa agentów, którzy mają przesłuchać prostytutki i ustalić, jakie informacje ujawnili ludzie prezydenta. Co ciekawe, schadzka miała miejsce w tym samym nadmorskim hotelu, w którym kilka dni później zatrzymał się Barack Obama.