"Obserwujemy coraz większą pogardę dla podstawowych zasad prawa międzynarodowego. Jest to widoczne w polityce gospodarczej, politycznej, kulturalnej i edukacyjnej, którą narzuca się innym narodom. (...) Jesteśmy zainteresowani rozwojem społeczeństwa obywatelskiego, aby strofowało i krytykowało władze, pomagało im w ustalaniu własnych błędów i korygowaniu ich polityki w interesie obywateli". To nie słowa wiceprezydenta J.D. Vance'a. To przemówienie Władimira Putina z 10 lutego 2007 roku, również w Monachium. Wystąpienie rosyjskiego prezydenta wtedy, tak jak to wygłoszone przez wiceprezydenta USA teraz, wprawiło Europę w osłupienie.
J.D. Vance, 14 lutego 2025 roku - Przez lata mówiono nam, że wszystko, co finansujemy i wspieramy, dzieje się w imię naszych wspólnych demokratycznych wartości. Ale kiedy widzimy, jak europejskie sądy odwołują wybory, a wysocy urzędnicy grożą odwołaniem innych, powinniśmy zapytać, czy trzymamy się odpowiednio wysokich standardów.
A teraz jeszcze raz Władimir Putin z 2007 roku w Monachium - To świat, w którym jest jeden pan, jeden suweren. W efekcie jest to zgubne nie tylko dla wszystkich w tym systemie, ale także dla samego suwerena, ponieważ niszczy samego siebie od środka. I to z pewnością nie ma nic wspólnego z demokracją. Bo, jak wiadomo, demokracja to władza większości w świetle interesów i opinii mniejszości. Nawiasem mówiąc, Rosja - my - jesteśmy nieustannie uczeni o demokracji. Ale z jakiegoś powodu ci, którzy nas uczą, sami nie chcą się uczyć.
J.D. Vance - Jeśli amerykańska demokracja przetrwała dziesięć lat łajania Grety Thunberg, wy przetrwacie kilka miesięcy Elona Muska. (...) Demokracja opiera się na świętej zasadzie, że głos ludu się liczy. Albo podtrzymujesz tę zasadę, albo nie. Przyjmij to, co mówią ci twoi ludzie, nawet jeśli jest to zaskakujące, nawet jeśli się nie zgadzasz. Żadna demokracja - amerykańska, niemiecka czy europejska - nie przetrwa: powiedzenia milionom wyborców, że ich myśli i obawy, ich aspiracje, ich prośby o ulgę są nieważne lub niegodne tego, by je brać pod uwagę.
Takich podobieństw między przemową Putina z 2007 roku i Vance'a z 2025 roku jest mnóstwo. O ile rosyjski prezydent wyrażał w Monachium główną pretensję wobec ekspansji NATO i Stanów Zjednoczonych, o tyle swoje słowa wypowiadał w sercu Europy i kierował w głównej mierze do Europejczyków, ostrzegając ich przed konsekwencjami poparcia dla polityki Waszyngtonu. Wiceprezydent USA w swoim przemówieniu "to nie Rosja i Chiny są głównym zagrożeniem dla Europy" łaja Berlin, Paryż i Londyn za "odejście od wartości demokratycznych", ale przede wszystkim - tak jak Putin niemal dwie dekady wcześniej - sygnalizuje poważny zwrot w relacjach międzynarodowych.
Wtedy Putin mówił o rosyjskim zawodzie współpracą z Zachodem, o niedocenieniu demokratycznych reform w Rosji, o tym, że Moskwa - co sugerował między słowami - przestaje Zachód traktować jako partnera cywilizacyjnego i wykonuje zwrot w tył, ku izolacji i ku budowaniu militarnej przewagi. Chcę to podkreślić - nikt nie czuje się bezpiecznie! Ponieważ nikt nie może czuć, że prawo międzynarodowe jest jak kamienny mur, który go ochroni. Oczywiście taka polityka stymuluje wyścig zbrojeń - mówił rosyjski prezydent.
W 2007 roku potraktowano słowa Władimira Putina jako dziwaczną i zaskakującą, ale jednak - ciekawostkę. Mimo zakłopotania, w jakie rosyjski przywódca wprawił liderów europejskich, UE nadal kontynuowała swoją politykę otwartości wobec Moskwy.
Reakcje na słowa J.D. Vance'a są już dzisiaj inne. Wiceprezydent Stanów Zjednoczonych odważył się zrugać Europę, w imię partykularnych interesów nie tyle USA, ale niektórych przedstawicieli amerykańskiej administracji. Problem w tym, że polityczne sympatie (niemieckie AfD, Victor Orban) i antypatie (Scholz, Macron) Trumpa, Vance'a czy Muska będą decydować o kształcie globalnego systemu bezpieczeństwa, bo po konferencji w Monachium stało się jasne, że Ameryka nie uważa Europy za partnera i nie będzie jej uważać także za region warty obrony, gdy zajdzie taka potrzeba.
Specjalny wysłannik Trumpa Keith Kellogg poinformował, że w negocjacjach pokojowych między Rosją i Ukrainą Europa nie weźmie udziału - mimo wyraźnych próśb Europejczyków i nalegań samego Wołodymyra Zełenskiego. Kellogg twierdzi, że obecność przedstawicieli UE spowoduje powrót do porozumień Mińskich, które okazały się bezwartościowe. Sytuacja jest jednak inna niż w 2015 roku, gdy je podpisywano - nie mamy do czynienia z wojną lokalną w Donbasie, a z konfliktem angażującym Europę, Rosję, Chiny, Koreę Północną, Stany Zjednoczone i Iran.
Wykluczenie Europejczyków z negocjacji to polityczny policzek i przyznanie, że Europa nie stanowi dla USA żadnego punktu odniesienia. Vance'a mówi jednak coś jeszcze, co prawdopodobnie będzie mieć w dłuższej perspektywie dużo większe znaczenie. Apeluje do Europy, by ta stała się militarnie samowystarczalna, bo - i przyznaje to wprost - interesy Stanów Zjednoczonych leżą zupełnie gdzie indziej.
Wystąpienie wiceprezydenta USA zbiega się w czasie z wypowiedziami Elona Muska, człowieka o prawdopodobnie jeszcze większym wpływie na Donalda Trumpa. Miliarder wzywa do gruntownej rewizji NATO, nazywając Sojusz "przestarzałym". "Zimna wojna się skończyła, NATO jest anachronizmem" - pisze Musk na własnej platformie X, w momencie gdy napięcie na świecie, także to związane z zagrożeniem nuklearnym, sięga zenitu.
Trudno powiedzieć, co naprawdę kryje się za tym gwałtownym zwrotem Amerykanów: naiwność wobec rosyjskich intencji, wola zdyskredytowania bloku europejskiego, potencjalnie konkurencyjnego gospodarczo wobec USA, czy partykularne interesy poszczególnych członków administracji USA. Pewne jest natomiast to, że Rosja zauważa, iż Ameryka zaczyna "mówić Putinem". I dla ludzi z Kremla jest to najpiękniejsza muzyka, bo oznacza realne rozbicie bloku zachodniego, na co Moskwa grała od dziesięcioleci. Trump z Vancem grzebią nadzieje na nienaruszalny, oparty na partnerstwie światowy system bezpieczeństwa i przedstawiają wizję, w której Europa będzie musiała stoczyć regularną batalię o przetrwanie. Samotnie.
Dmitrij Miedwiediew napisał niedawno, komentując rozmowy Trumpa z Putinem: "Europa oszalała z zazdrości i wściekłości. To pokazuje jej prawdziwą rolę w świecie. Europa jest skończona".