Czterej inspektorzy białoruskiego Ministerstwa Obrony rozpoczęli dwudniową kontrolę przygranicznych terenów północno-wschodniej Polski. Sprawdzają, czy nie prowadzimy tam działań wojennych niedozwolonych traktatami.
Ministerstwo Obrony uspokaja, że to sprawa rutynowa, a wszystko reguluje umowa z Białorusią. Dotyczy ona „budowy dodatkowych środków zaufania w Europie”. Zgodnie z nią, każda ze stron może na 36 godzin wcześniej powiadomić o chęci skontrolowania danego terytorium. Inspektorzy sprawdzają czy nie prowadzi się na nich działań wojskowych, o których należy powiadomić. Inspekcja trwa 38 godzin; może być prowadzona pieszo, na wozie lub z powietrza - mówi pułkownik Robert Cepko z resortu obrony.
Z kolei pułkownik Leszek Laszczak przekonuje, że nie jest to forma szpiegostwa wojskowego: Po prostu rekonesans. Krótko mówiąc, patrzy się czy w danym terenie, tam gdzie nie było do tej pory instalacji wojskowych, czy nie powstały jakieś nowe, czy nie został rozmieszczony nowy sprzęt, albo nie odbywają się duże ćwiczenia wojskowe, na które należałoby zaprosić obserwatorów.
Tymczasem Białoruś nie powiadomiła Polski, że tuż za granicą w okolicach Brześcia rozmieszcza właśnie nowoczesne systemy rakietowe. Eksperci nie kryją, że stanowi to zagrożenie dla Polski. Sztab generalny i resort obrony odmawiają jednak komentarzy w tej sprawie.