Bangkok ma poważny problem, który dostrzegł nawet Russell Crowe. Stolica Tajlandii tonie w kablach, a władze już od wielu lat obiecują to zmienić. Tym razem jest szansa na progres. Wpis hollywoodzkiego aktora na Twitterze poruszył samego premiera tego kraju.
Tysiące czarnych, poplątanych przewodów, przypadkowo zawieszonych między słupami, sięgających nawet na wysokość głowy to powszechny widok w Bangkoku. Kable leżą także na ziemi, wzdłuż chodników. Według mieszkańców stolicy Tajlandii, nie tylko wygląda to nieatrakcyjnie, ale przede wszystkim może być niebezpieczne dla dzieci, np. w czasie powodzi. Podczas ulewnych deszczy i towarzyszącego im silnego wiatru często zdarza się, że spadające drzewa zrywają przewody, co powoduje awarie prądu.
Drzewa też często są ofiarami. Robotnicy agresywnie przycinają ich gałęzie, by zrobić miejsce dla nowych przewodów - przyznaje Oraya Sutabutr, współzałożycielka grupy Big Trees Project z Bangkoku w rozmowie z "The Guardian". Mieszkańcom zdarza się również często potykać o kable
Kiedy dostawca usług internetowych chce poprowadzić nową nitkę do budynków, po prostu dodaje kolejne kable, bo nie jest odpowiedzialny za usuwanie tych starych - zauważa dr Napong Rugkhapan, urbanista z Uniwersytetu Thammasat w Bangkoku.
Tematem zainteresował się Russell Crowe. Aktor przez cały wrzesień i październik kręcił w Tajlandii film o wojnie w Wietnamie pt. "The Greatest Beer Run Ever". Ostatnio artysta udostępnił w mediach społecznościowych zdjęcie ukazujące skalę kablowego problemu Bangkoku. Pod fotografią zamieścił także podpis "Bankok dreaming" - śniący, marzący Bangkok.