W śledztwie w sprawie samobójczego zamachu bombowego w mieście Ansbach z 24 lipca natrafiono na wskazówki, że zamachowiec był pod bezpośrednim wpływem kogoś, z kim komunikował się na czacie tuż przed wybuchem. Takie informacje przekazał szef MSW Bawarii Joachim Herrmann.

W śledztwie w sprawie samobójczego zamachu bombowego w mieście Ansbach z 24 lipca natrafiono na wskazówki, że zamachowiec był pod bezpośrednim wpływem kogoś, z kim komunikował się na czacie tuż przed wybuchem. Takie informacje przekazał szef MSW Bawarii Joachim Herrmann.
Ansbach /Daniel Karmann /PAP/EPA

Tożsamości tej osoby jeszcze nie ustalono, nie wiadomo, gdzie ona przebywa i czy był to ktoś z Państwa Islamskiego. Z danych, pozyskanych z telefonu komórkowego zamachowca wynika, że czat zakończył się "bezpośrednio przed zamachem" - ujawnił Herrmann.

Nie ustalono też jeszcze, jak długo zamachowiec pozostawał w kontakcie z tą osobą - tygodnie, miesiące, a może i dłużej.

Herrmann powiedział też, że śledczy sprawdzają, czy zamachowiec faktycznie zamierzał zdetonować ładunek wybuchowy w plecaku w momencie, w którym doszło do eksplozji. Zeznania świadków i komunikacja na czacie nasuwają pytanie, "czy w tamtej chwili zamiarem zamachowca było zdetonowanie bomby". Wymaga to dalszego śledztwa - podkreślił szef bawarskiego MSW.

Reuters zinterpretował tę wypowiedź jako sugestię, że zamachowiec mógł zdetonować bombę nieumyślnie.

Już dzień po zamachu Hermann ujawnił, że 27-letni uchodźca z Syrii, złożył przysięgę na wierność Państwu Islamskiemu. Nagranie wideo po arabsku z tą przysięgą znaleziono w jego telefonie komórkowym.

Zamachowiec przyniósł ładunek wybuchowy w plecaku i zdetonował go, gdy odmówiono mu wejścia na festiwal muzyczny odbywający się w Ansbach. Rannych zostało 15 gości pobliskiej restauracji. Jedyną ofiarą śmiertelną był sam terrorysta.

(mal)