Siły USA zabiły w czwartek dowódcę Państwa Islamskiego w Syrii i jeszcze jednego członka grupy - podało w piątek Dowództwo Centralne USA (CENTCOM). Do ataku doszło tuż przed wizytą amerykańskich dyplomatów w Syrii, na terenach kontrolowanych wcześniej przez reżim Baszara al-Asada i Rosjan.

"19 grudnia amerykańskie siły dowodzenia przeprowadziły precyzyjny atak powietrzny na przywódcę ISIS Abu Jusifa, znanego jako Mahmud, w prowincji Dajr az-Zaur w Syrii, w wyniku którego zginęło dwóch członków IS, w tym Abu Jusif" - przekazało Dowództwo w wydanym komunikacie. Jak podkreśliło, atak został przeprowadzony na obszarze "wcześniej kontrolowanym przez reżim syryjski i Rosjan".

"Stany Zjednoczone, współpracując z sojusznikami i partnerami w regionie, nie pozwolą ISIS wykorzystać obecnej sytuacji w Syrii i się odbudować. ISIS ma zamiar wydostać z aresztu ponad 8 tysięcy bojowników, którzy są obecnie przetrzymywani w ośrodkach w Syrii. Będziemy agresywnie atakować tych liderów i działaczy, w tym tych, którzy próbują prowadzić operacje poza Syrią" - powiedział gen. Michael Erik Kurilla, dowódca CENTCOM, dowództwa sił USA odpowiedzialnego za region Bliskiego Wschodu.

W czwartek Pentagon poinformował, że liczebność amerykańskiego kontyngentu wojskowego w Syrii w ramach misji przeciwko Państwu Islamskiemu wzrosła tymczasowo z 900 do 2000 osób, lecz nie podano konkretnej przyczyny rozmieszczenia dodatkowych sił.

Do ataku doszło w przeddzień spotkania asystent sekretarza stanu USA Barbary Leaf z Ahmedem al-Szara, znanym też jako Abu Mohammad al-Dżaulani, przywódcą Hajat Tahrir asz-Szam, najsilniejszej grupy rebelianckiej, która obaliła rządy Baszara al-Asada. Planowana konferencja amerykańskiej delegacji po spotkaniu została odwołana "ze względów bezpieczeństwa".