Do 21 wzrósł bilans ofiar śmiertelnych samobójczego zamachu bombowego na terenie akademii policyjnej w Bogocie - poinformowała policja. Był to najkrwawszy atak w Kolumbii od 2003 roku. Trwa śledztwo mające wyjaśnić, kto dokonał zamachu i co było jego motywem.

Według najnowszego bilansu w czwartkowym ataku rannych zostało 68 osób. W czterech stacjach krwiodawstwa w kolumbijskiej stolicy mieszkańcy Bogoty oddają dla nich krew.

Prezydent Kolumbii Ivan Duque ogłosił żałobę narodową. Wszyscy Kolumbijczycy odrzucają terroryzm i są zjednoczeni w tym, by się mu przeciwstawić. Kolumbia jest smutna, ale nie ulegnie przemocy - napisał na Twitterze.

Naczelny prokurator Nestor Humberto Martinez oświadczył, że eksplozję spowodował 80-kilogramowy ładunek pentolitu, silnego materiału wybuchowego, umieszczony w samochodzie dostawczym, którego kierowca staranował bramę do Akademii Policyjnej im. gen. Santandera. Znajduje się ona w południowej części miasta i jest największą szkołą policyjną w Kolumbii.

Prokuratura poinformowała, że zamachowiec, który zginął w zamachu został zidentyfikowany jako Jose Aldemar Rojas Rodriguez. Był on  obywatelem Kolumbii.

Nie wiadomo czy był on powiązany z nielegalnymi organizacjami zbrojnymi działającymi w Kolumbii po podpisaniu w 2016 r. porozumienia pokojowego z lewackimi partyzantami z Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii (FARC).

Wskazuje się, że zamachowiec mógł być powiązany ze skrajnie lewicową Armią Wyzwolenia Narodowego (ELN), która  w ostatnich miesiącach wzmogła ataki na siły bezpieczeństwa. ELN przez lata znajdowała się w cieniu FARC, ale od czasu zawarcia przez FARC porozumienia z władzami, stała się najbardziej aktywną grupą rebeliancką. Nie można też wykluczyć, że zamach przeprowadził któryś z karteli narkotykowych. 

Opracowanie: