Od 20 do 25 lat więzienia domagają się dla byłego szefa kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa - Paula Manaforta - prokuratorzy z zespołu prokuratora specjalnego Roberta Muellera. Śledczy badają m.in., czy sztab wyborczy Donalda Trumpa był w zmowie z rosyjskimi władzami. Manafort, który zgodził się wcześniej na współpracę z FBI, w ramach układu z Muellerem przyznał się m.in. do udziału w intrydze przeciwko Stanom Zjednoczonym.
Zdaniem śledczych - których wniosek trafił w piątek do sądu federalnego dla wschodniego dystryktu Wirginii - 69-letni obecnie Paul Manafort powinien usłyszeć wyrok więzienia w granicach od 19,6 do 24,4 roku, a także zapłacić grzywnę, której wysokość prokuratorzy określili w szerokim przedziale od 50 tysięcy do 24 milionów dolarów.
W końcowym rozrachunku Manafort zachowywał się przez ponad dekadę tak, jakby był ponad prawem, pozbawiając budżet rządu federalnego i inne instytucje finansowe wpływów opiewających na miliony dolarów. Wyrok powinien zatem odpowiadać ciężarowi popełnionych przestępstw i posłużyć jako sposób na odstraszenie (...) innych ludzi od wejścia na drogę takiego postępowania - czytamy w uzasadnieniu prokuratorskiego wniosku, które opublikował amerykański portal informacyjny Axios.
Portal zauważa w komentarzu, że "dla 69-letniego Manaforta taka kara byłaby w istocie dożywociem".
Przypomina również, że przeciwko Manafortowi toczy się jeszcze inna sprawa - w sądzie w Waszyngtonie, który uznał niedawno, że były współpracownik Donalda Trumpa pogwałcił warunki współpracy z prokuratorem specjalnym Robertem Muellerem.
A to oznacza, że żadne środki złagodzenia kary, jakie mogłyby wynikać z ugody, nie będą mieć zastosowania - zaznacza Axios.
Wspomniany wyrok zapadł w środę: w ocenie sądu w Waszyngtonie Paul Manafort kłamał podczas zeznań w śledztwie Roberta Muellera, badającego sprawę rzekomej ingerencji Rosjan w amerykańskie wybory prezydenckie w 2016 roku i kontaktów sztabu wyborczego Trumpa z Kremlem. Sędzia Amy Berman Jackson uznała, że Manafort kłamał świadomie w kwestii swoich kontaktów z powiązanym z rosyjskim wywiadem Konstantinem Kilimnikowem.
O próby świadomego wprowadzania w błąd prokuratorzy federalni pracujący dla Muellera oskarżyli Manaforta w listopadzie. Równocześnie poinformowali sąd, że tym samym były współpracownik Trumpa złamał warunki ugody z prokuratorem specjalnym.
W sumie w niezakończonym jeszcze postępowaniu sądowym zespół Roberta Muellera postawił Paulowi Manafortowi 18 zarzutów karnych, dotyczących: prania brudnych pieniędzy, niezarejestrowania się w USA jako "zagraniczny agent" - czyli lobbysta działający na rzecz obcego państwa, składania fałszywych oświadczeń, oszustw bankowych i podatkowych oraz utrudniania działania wymiaru sprawiedliwości i spisku na rzecz takiego utrudniania, a także usiłowania wpłynięcia na zeznania potencjalnych świadków.
W pierwszej rozprawie, która toczyła się w Aleksandrii w stanie Wirginia, Manafort został uznany winnym ośmiu spośród tych zarzutów.
Ponadto prokurator specjalny uznał, że Manafort w okresie, w którym był szefem sztabu wyborczego Donalda Trumpa, dostarczał Konstantinowi Kilimnikowi - oskarżanemu o powiązania z rosyjskim wywiadem - dane dotyczące sondaży wyborczych. Nie jest jasne, czy dane te były poufne, ale czyni to bardziej prawdopodobnym scenariusz, w którym Rosja otrzymywała od bezpośredniego otoczenia Trumpa informacje, które wykorzystywała do ingerowania w przebieg amerykańskich wyborów.
W styczniu Donald Trump zaprzeczył, że wiedział o tym, iż szef jego kampanii prezydenckiej udostępniał Rosjanom dane sondażowe sztabu wyborczego.
Po zakończeniu procesu przed sądem federalnym w Aleksandrii Manafort zgodził się na współpracę z FBI. W ramach układu z Muellerem przyznał się do udziału w intrydze przeciwko USA i w spisku mającym utrudnić działanie wymiaru sprawiedliwości.
Wyrok w jego sprawie miał zostać ogłoszony w marcu, ale ponieważ prokurator specjalny wniósł o jego przyśpieszenie, może zapaść jeszcze w lutym.