Rozpoczęły się rozmowy zarządu MPK ze związkowcami kieleckiego MPK, którzy sparaliżowali miasto. Od wtorku na ulice ponad 200-tysięcznego miasta nie wyjechał żaden ze 140 autobusów miejskich. Załoga strajkuje, bo obawia się o miejsca pracy, gdyż firma jest właśnie prywatyzowana.
Władze miasta nie zdołały na czas zorganizować komunikacji zastępczej. Prawdopodobnie pojawi się ona w niedzielę. Mieszkańcy muszą sobie radzić sami. Wielu z nich chodzi po Kielcach na piechotę, pojawia się coraz więcej busów, a obroty taksówkarzy wzrosły o 80 %.
Jest tragedia, śpię bo babkach i ciotkach, żeby rano dojść do pracy pieszo. Idę godzinę- powiedziała RMF FM jedna z pasażerek. Nie radzę sobie, chcę dojechać na uczelnie i nie mam pojęcia jak to zrobię - dodaje ktoś inny. Część osób popiera strajkujących, ale przyznaje, że to pasażerowie są poszkodowani.
Dlaczego zastępczy transport pojawi się tak późno, tłumaczy wiceprezydent Kielc Andrzej Sygut: Mogliśmy uruchomić procedurę dopiero, gdy zerwana została umowa. Znalezienie 100 wolnych autobusów w kraju to nie jest prosty problem. Związkowcy zapowiadali strajk z tygodniowym wyprzedzeniem, miasto mogło więc przygotować dodatkowe autobusy.
Kieleckie MPK strajkuje od wtorku. Protest wywołał szef Solidarności w MPK, który straszył pracowników zwolnieniami w związku z prywatyzacją. Z powodu przerwy w przewozach Zakład Transportu Miejskiego zerwał z MPK umowę o świadczeniu usług i zapowiedział uruchomienie od niedzieli komunikacji zastępczej.
Kierowcy protestują przeciw odwlekaniu przez zarząd firmy i potencjalnego inwestora strategicznego terminu rozmów z załogą o przyszłości zakładu. Wtorek był pierwszym dniem, gdy autobusy nie wyjechały na ulice miasta.