Tam było za dużo ludzi - to opinia górnika, który wielokrotnie był w zagrożonym rejonie kopalni „Wujek-Ruch Śląsk”. Jego zdaniem w pobliżu niebezpiecznej ściany źle prowadzono także niektóre prace górnicze. Tydzień temu w tej kopalni wybuchł metan. W katastrofie straciło życie osiemnastu górników. Kolejny zmarł w piątek po południu.
Jak powiedział reporterowi RMF FM jeden z pracujących w kopalni górników, feralna ściana miała być wkrótce likwidowana, dlatego oprócz grupy zajmującej się wydobyciem, byli tam też ludzie, którzy zaczęli przygotowywać rejon do likwidacji. Tam były strefy zagrożenia tąpnięciami, w których nie powinni znajdować się ludzie - stwierdził proszący o zachowanie anonimowości mężczyzna. Pracownik zakładu „Wujek-Ruch Śląsk” mówił też o błędach przy wydobywaniu węgla i zostawianiu zbyt dużych wolnych przestrzeni, w których mogła gromadzić się nadmierna ilość metanu.
Co ciekawe, prezes Wyższego Urzędu Górniczego zapowiedział, że jednym z wątków, sprawdzanych przez śledczych, będzie właśnie liczba pracujących w feralnym miejscu ludzi. Jednocześnie rozmówca Marcina Buczka potwierdził informacje WUG po wizji lokalnej, że w kopalni nie przestawiano czujników metanu. Posłuchaj:
Przez dobę na miejscu katastrofy pracowało ponad 50 osób. Byli wśród nich zarówno specjaliści do górnictwa i prokuratorzy. Kolejna grupa ekspertów zjedzie na dół w poniedziałek.