Jarosław Kaczyński jest najbardziej doświadczonym politykiem naszego obozu i architektem zwycięstwa. Byłby więc najlepszym premierem, bo najbardziej kompetentnym, ale wiemy, że niestety nie ma takich planów - powiedział w wywiadzie dla "SE" minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
Jarosław Kaczyński jest najbardziej doświadczonym politykiem naszego obozu i architektem zwycięstwa. Byłby więc najlepszym premierem, bo najbardziej kompetentnym, ale wiemy z jego wywiadu w "Super Expressie", że niestety nie ma takich planów - powiedział Ziobro w rozmowie z "Super Expressem".
Na pytanie, czy jego zdaniem PiS powinien wystawić na kandydata na prezydenta obecnie urzędującego Andrzeja Dudę, Ziobro powiedział, że Duda "bardzo dobrze sobie radzi". Ma wielką umiejętność nawiązywania bezpośrednich relacji z Polakami. I jest bardzo dobrze przez nich odbierany. Wraz z małżonką Agatą Dudą godnie i bardzo profesjonalnie reprezentują nasz kraj na arenie międzynarodowej. Jestem przekonany, że Andrzej Duda jest najlepszym kandydatem na prezydenta obozu Zjednoczonej Prawicy w 2020 roku - ocenił Ziobro.
W kwestii własnych planów, Ziobro powiedział, że jest skupiony na wymiarze sprawiedliwości. Dopytywany, czy po wyborach parlamentarnych wciąż będzie zajmował obecne stanowisko, odparł, że decydować będą wyborcy. Chcę, żeby reforma wymiaru sprawiedliwości została dokończona, bo Polacy zasługują na szybko i dobrze działające sądy - powiedział.
W wywiadzie padło również pytanie o aferę związaną z dyskredytowaniem sędziów, w którą miał być zaangażowany były wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak. Pod koniec sierpnia portal Onet opisał, że wiceszef MS utrzymywał w mediach społecznościowych kontakt z kobietą o imieniu Emilia, która miała prowadzić akcje dyskredytujące niektórych sędziów, m.in. szefa Iustitia prof. Krystiana Markiewicza. Działania Emilii miały polegać na anonimowym rozsyłaniu, m.in. do mediów i sędziów, kompromitujących materiałów. Miało się to odbywać za wiedzą wiceministra. Ziobro podkreślił, że sprawę tę "ocenią sądy". Bowiem z tego co słyszałem, sędziowie wymieniani w kontekście afery, z wiceministrem Piebiakiem włącznie, twierdzą, że nastąpiły tam wielkie manipulacje, pomówienia i złożyli pozwy do sądów - powiedział.
Pan sędzia Piebiak był kiedyś wiceszefem Iustitii, a w pewnym momencie zdecydował się z grupą sędziów z nami współpracować, przez co stał się ofiarą hejtu, wyzwisk i mowy nienawiści ze strony niegdysiejszych kolegów sędziów. Przez cztery lata ze strony sędziów kontestujących zmiany padały wypowiedzi, które wyrażały się w takich określenia jak "judasze" czy "zdrajcy" - czym te słowa różnią się od tych, które media niedawno przytaczały? Gdzie wtedy byli ci, którzy teraz tak bardzo się oburzają? Gdzie było to święte oburzenie? - pytał minister.
Podkreślił jednak, że pod żadnym względem nie usprawiedliwia "nagannych zachowań". Warto jednak pamiętać, kto rozpoczął mowę nienawiści z pozycji "nadzwyczajnej kasty". Ja potępiam takie praktyki bez względu na to, z której pochodzą strony. I oczekuję od innych, żeby nie byli jednostronni - podkreślił minister.