Dziś zostanie wszczęte śledztwo w sprawie piątkowego zabójstwa w pralni na warszawskim Gocławiu. Od uderzeń nożem zmarł 73-letni mężczyzna. Policjanci zatrzymali jego 37-letniego syna. Mężczyzna w ciężkim stanie trafił do szpitala.

Na razie nie wiadomo, kiedy 37-latek zostanie przesłuchany. Mężczyzna - pilnowany w szpitalu przez policjantów - jest w śpiączce. Lekarze określili stan jego zdrowia jako ciężki, ale stabilny - informuje dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada.

Na jutro zaplanowano sekcję zwłok ofiary. Trwają też przesłuchania świadków. Prokuratura nie chce ujawniać ich zeznań.

Podstawą wszczętego śledztwa będą przepisy kodeksu karnego o zabójstwie, ale także o czynnej napaści na funkcjonariuszy. 37-latek podczas zatrzymania miał zaatakować policjantów i strażaków.

"Miał zakrwawione ręce, cały tors zakrwawiony i z nożem zaczął biec za mundurowym"

W piątek po godz. 13 funkcjonariusze otrzymali zgłoszenie, że zakrwawiony mężczyzna w pralni przy ulicy Bora Komorowskiego w Warszawie potrzebuje pomocy. Zastali tam też 37-latka stojącego nad ciałem ojca. Napastnik z nożem rzucił się na funkcjonariuszy.

Zaczęli wyskakiwać biegiem z tej pralni. Pomyślałam sobie, że może pali się coś, może grozi nam jakiś wybuch. Ale za policjantem, który jako ostatni wyskoczył zaczął biec młody człowiek. Miał zakrwawione ręce, cały tors zakrwawiony i z nożem zaczął biec za mundurowym - mówiła w piątek w rozmowie z reporterem RMF FM Mariuszem Piekarskim kobieta, która obserwowała całe zdarzenie.

Inni świadkowie opowiadali jak doszło do zatrzymania napastnika. Policjanci biegali, mówili innym ludziom, żeby się chować i wtedy zobaczyłam mężczyznę, do którego celowali. On był cały zakrwawiony - głowa, ręce. Te ręce miał uniesione ku górze i szedł jak w amoku. Policjanci do niego krzyczeli "kładź się na ziemię", strzelali do niego, a on po prostu szedł jak w amoku - usłyszeliśmy w piątek. 

Jak wynika z dotychczasowych ustaleń, strzały policjantów były niecelne. Napastnik miał jednak rany kłute i cięte. W ciężkim stanie trafił do szpitala, gdzie przeszedł operację. 

Z dotychczasowych ustaleń wynika, że 37-latek zamordował swojego ojca, 73-letniego właściciela pralni, w której doszło do awantury. Nieznane są jednak motywy, nie ma też bezpośrednich świadków zdarzenia. Kluczowych informacji ma dostarczyć sekcja zwłok zabitego. Śledczy chcą się dowiedzieć, czy zmarły bronił się przed atakiem, czy liczne rany kłute na klatce piersiowej, na plecach i na szyi zostały zadane już po śmierci.

Na miejscu zbrodni policjanci znaleźli drugi nóż. Może to świadczyć o tym, że w środku doszło do awantury, podczas której obaj mężczyźni zadawali sobie ciosy ostrymi narzędziami.