Niewielkie, prawie zapomniane cmentarze, zbiorowe mogiły, dostojne nekropolie z pomnikami - dziełami sztuki, czy wreszcie miejsca, gdzie nie leżą niczyje szczątki, ale też wspominani są tam zmarli. Chcemy dziś zabrać was w miejsca w całej Polsce, które różni wprawdzie historia i wygląd, ale łączy jedno - zaduma nad przemijaniem.
To jeden z najstarszych cmentarzy w Krakowie - jego początki sięgają XII wieku i był on użytkowanych aż do połowy wieku XIX. Nekropolia znajduje się przy jednym z najstarszych krakowskich kościołów - Kościele Najświętszego Salwatora czyli Zbawiciela. Legenda głosi, że powstał on w miejscu pogańskiej świątyni a kazania miał tu głosić święty Wojciech. Nie jest do końca jasne, kiedy powstał kościół, ale pierwsza wzmianka o nim pochodzi z 1148 roku. Od początku istniał wokół niego cmentarz i choć wiele grobów do dziś się nie zachowało, można uznawać, że to jeden z najstarszych istniejących cmentarzy w Polsce.
Służył on mieszkańcom miasta przez 800 lat do końca XIX wieku, tam chowane były siostry Norbertanki z pobliskiego klasztoru, tam też miejsce spoczynku znaleźli powstańcy kościuszkowscy - mówi krakowski przewodnik Wojciech Zabielski.
Gdy cmentarz zamknięto, nowy powstał nieopodal. Nowy cmentarz Salwatorski to jedna z najciekawszych krakowskich nekropoli. Położony na zboczu wzgórza św. Bronisławy jest miejscem spoczynku wielu wybitnych krakowian. Z tego cmentarza przy dobrej pogodzie roztacza się piękny widok na miasto, czasami widać także szczyty Tatr. Znajduje się tam piękna neogotycka kaplica. Pochowano tam miedzy innymi Józefa Mickiewicza syna Adama Mickiewicza, Stanisława Lema, Eugeniusza Romera, Andrzeja Wajdę czy Juliusza Osterwę.
Na jego terenie powstał najmniejszy, publiczny w Gdańsku park, nie ma nawet hektara powierzchni. Mowa o niewielkim, urnowym cmentarzu na zboczu tak zwanej Góry Szubienicznej w Gdańsku-Wrzeszczu. W XX wieku chowano tam mieszkańców Gdańska różnych narodowości. Kilka lat temu relikty cmentarza odrestaurowano, a na jego terenie utworzony został "Park nostalgiczny". Wystarczy przejść się po okolicy, zobaczyć w jakim otoczeniu ten cmentarz, ten park się znajduje i tu już nie trzeba większych wyjaśnień dlaczego jest nostalgiczny. Mamy nagrobki, piękne otoczenie, miejsce, które zmusza do refleksji, do zastanowienia się. Atmosferę robi też bluszcz, który otacza nie tylko nagrobki, ale też okoliczne drzewa. To miejsce swój największy urok ma teraz, kiedy możemy cieszyć się kolorami jesieni - mówi RMF FM Michał Ślubowski, prowadzący blog "Gedanarium", przewodnik z Gdańska.
Zgodnie z najpopularniejszymi teoriami, pozostały cmentarz jest najmłodszą częścią dawnego cmentarza urnowego, który funkcjonował przy krematorium przy dzisiejszej ulicy Traugutta od 1914 roku do lat 40 XX wieku Wśród zachowanych nagrobków, jest między innymi nagrobek poświęcony Włodzisławowi Pniewskiemu. To był synek Władysława Pniewskiego, dyrektora Gimnazjum Polskiego w Wolnym Mieście Gdańsku. Ten nagrobek był dosyć tajemniczy, a był ciekawy przez inskrypcję, która znajduje się na nagrobku: życie jest ciężkim snem, marą jest krwawą. Dosyć taka mroczna, ponura inskrypcja. Sam Włodzisław żył w latach 1926-1932, jest to nagrobek dziecka. Sama inskrypcja jest brutalna, pasuje jednak do tej atmosfery nostalgii, którą mamy tu odczuwać jako spacerujący - mówi Ślubowski.
Samo miejsce ze śmiercią związane jest nierozerwalnie. Wzgórze, na którego zboczu znajdują się relikty cmentarza, nazywane było wzgórzem szubienicznym. Przez wieki wykonywane były tam kary śmierci, nie tylko przez powieszenie.
O tym, że w tym miejscu jest cmentarz przez dziesiątki lat nikt nie wiedział. Mogiły w lesie niedaleko Bornego Sulinowa w Zachodniopomorskiem odkrył przypadkiem jeden z leśników. W wykopie na czołg - pozostałości po radzieckim poligonie - znalazł ludzkie szczątki. Prowadzone przez kilka lat badania pozwoliły odkryć tragiczną historię tego miejsca i powiązać mogiły ze znajdującym sie tu w czasie wojny niemieckim obozem jenieckim Gross Born. Jest tam 512 zbiorowych mogił. Spoczęło tam ok.10-11 tysięcy żołnierzy, głównie Armii Czerwonej. To ofiary tyfus.
Dwóch polskich lekarzy, oficerów zgłosiło się na ochotnika by pomagać żołnierzom. Jeden z nich zmarł. Niemcy nie pozwolili go pochować na cmentarzu oficerskim i spoczął razem z tymi, którym próbował pomóc - mówi RMF FM Tomasz Skowronek, były nadleśniczy i autor książek o Oflagu Gross Born. Część szczątków udało się zidentyfikować, a nawet odnaleźć rodziny zmarłych.
Cmentarz świętego Jakuba to obecnie najstarsza nekropolia w stolicy Warmii i Mazur. Pochowani są tam m.in. byli radni miejscy, którzy zasłużyli się dla miasta.
W 1870 roku zakupiono parcelę od niemieckiego księdza katolickiego, wieloletniego proboszcza parafii św. Jakuba w Olsztynie, Leopolda Augusta Kahraua oraz olsztyńskiego mieszczanina Asta i dokonano założenia katolickiego cmentarza św. Jakuba, przy obecnej ulicy Wojska Polskiego. W 1892 roku dokupiono kolejny fragment o wielkości 358 metrów kwadratowych. Powierzchnia cmentarza wynosi obecnie 2,6 ha. Kwatery są rozdzielone alejami, które są obsadzone liczącymi już ponad sto lat klonami i lipami.
Na cmentarzu tym znajduje się wykonany w stylu neogotyckim najstarszy istniejący olsztyński nagrobek Adolfa i Olimpii Schlimphów z 1848 roku, przeniesiony z likwidowanego cmentarza św. Krzyża. Kaplica cmentarna przy wejściu na cmentarz została wybudowana w 1881 roku. Po wojnie została oddana w użytkowanie parafii polsko-katolickiej Matki Boskiej Wniebowziętej. Cmentarz został zamknięty w 1962 roku, a w 1984 roku wpisano go do rejestru zabytków. Na cmentarzu pochowany jest m.in. Jakub Rarkowski - burmistrz Olsztyna w latach 1836-1865. Na cmentarzu tym spoczywał również Seweryn Pieniężny (starszy), ale jego prochy zostały ekshumowane w 1962 na Cmentarz Komunalny przy ul. Poprzecznej.
Jest takie miejsce w Tatrach, które nie jest cmentarzem, choć są tam tablice z nazwiskami tych, którzy odeszli. Znajdują się na murze przy kapliczce Matki Boskie Królowej Tatr na Wiktorówkach. Wszystkich tych ludzi łączy jedno - miłość do gór, którym często oddali życie - mówi jeden z twórców tego miejsca - nestor przewodników tatrzańskich Apoloniusz Rajwa. To jest miejsce pamięci, tak to nazwaliśmy. To nie jest typowy symboliczny cmentarz jak w Tatrach słowackich. To jest miejsce, w którym wspomina się tych którzy zginęli w górach i tych, którzy zmarli śmiercią naturalną, ale byli związani z górami, byli ratownikami i przewodnikami.
Zaczęło się spontanicznie - prawie 30 lat temu - od jednej tabliczki Władka Klamerusa - młodego artysty, który był niepełnosprawny, ale wspinał się w Tatrach. Motto tego miejsca to: "Pamiętam, tęsknię, czekam..."
Przy ul. Strobowskiej w Skierniewicach, wśród drzew kryje się cmentarz Strzelba. Wielowyznaniowa nekropolia jest nieogrodzona i coraz rzadziej odwiedzana.
Według pierwszej wersji, ma ona pochodzić od carskiej strzelnicy, która znajdowała się w pobliżu - mówi Aneta Kapelusz z Akademii Twórczości w Skierniewicach - Natomiast druga wersja mówi o pochówkach samobójców, którzy pozbawiali się życia strzałem w głowę. Właśnie dlatego ten cmentarz jest też nazywany cmentarzem samobójców.
To bardzo prawdopodobne, bo na Strzelbie chowano osoby, które z różnych względów nie mogły być pochowane na innych cmentarzach wyznaniowych w Skierniewicach. Cmentarz został zdewastowany po drugiej wojnie światowej, a płyty nagrobne zostały skradzione. Przez lata chowano tu osoby różnych wyznań, prawosławnych, grekokatolików czy ewangelików.
Są tu też kwatery o statusie cmentarza wojskowego: grób trzech czołgistów radzieckich poległych 17 stycznia 1945 roku podczas wyzwalania Skierniewic, grób dwóch członków ruchu oporu zastrzelonych w czasie okupacji, zbiorowy grób 31 mieszkańców miasta zastrzelonych jako zakładnicy w 1944 roku, zbiorowa mogiła żołnierzy Armii Czerwonej zmarłych w skierniewickim obozie jenieckim w 1920 roku i kwatera wojenna około 200 żołnierzy niemieckich zmarłych w lazaretach w czasie I wojny światowej.
Także w czasie II wojny światowej jeńcy z obozu jenieckiego w Skierniewicach byli chowani na tym cmentarzu. Również przesiedleńcy, powstańcy z Powstania Warszawskiego, a także osoby bezdomne czy ubogie.
Skierniewicki cmentarz Strzelba ma wciąż do odkrycia wiele tajemnic, a my możemy sprawić, aby osoby tam pochowane nie zostały zapomniane - dodaje Aneta Kapelusz.
Historia tego miejsca sięga lat dwudziestych minionego stulecia, kiedy proboszczem parafii św. Wojciecha był ks. Bolesław Kościelski. Kapłan był zafascynowany Krakowem i chciał utworzyć w Poznaniu miejsce na wzór krakowskiej Skałki, w którym mogłyby spocząć osoby wybitne i zasłużone dla regionu. Za datę powstania krypty uważa się 10 czerwca 1923 roku. Wtedy to podziemi kościoła św. Wojciecha złożono przeniesioną z cmentarza świętomarcińskiego przy Towarowej, trumnę z prochami Karola Marcinkowskiego - lekarza i społecznika, urodzonego na św. Wojciechu (taką nazwę nosi ulica prowadząca od Starego Rynku na wzgórze). Kolejnymi zasłużonymi dla regionu, którzy spoczęli w krypcie byli Józef Wybicki, Antoni Kosiński oraz Andrzej Niegolewski, których szczątki złożono w specjalnie wykonanych sarkofagach.
Pierwsze osoby, które spoczęły w Krypcie to bohaterowie z czasów napoleońskich - wyjaśnia Piotr Ciesielski, przewodnik po Poznaniu. To co chyba najbardziej zainteresuje tych, którzy chcieliby tę kryptę zobaczyć to to, że znajduje się tam trumna z ciałem Józefa Wybickiego, ale też urna z sercem Jana Henryka Dąbrowskiego. Czyli w tej krypcie mamy tak naprawdę twórcę i głównego bohatera hymnu narodowego. Tylko część osób, które tam spoczęły, urodziła się w Poznaniu lub w Wielkopolsce. Pozostali to tacy wielkopolanie z wyboru, których gdzieś te życiowe drogi zawiodły tutaj do Poznania, do Wielkopolski. Tak było z Józefem Wybickim, który osiadł w majątku w Manieczkach i z Janem Henrykiem Dąbrowskim, który otrzymał posiadłość w Winnej Górze - dodaje.
"Ojczyznę naszą kochamy, nie dlatego, że jest wielka, ale dlatego, że nasza" - taki napis widnieje nad wejściem do Krypty.
Do tej nekropolii nie prowadzi żadna droga. Tak mówi się o Cmentarzu Cholerycznym w Warszawie, położonym na terenie stołecznej Pragi. Spoczywa tam prawie pół tysiąca ofiar epidemii cholery, która nawiedziła Polskę pod koniec XIX wieku.
Aby dotrzeć do tej zbiorowej mogiły, trzeba przejść najpierw przez gęsty las a potem przez nasypy kolejowe. Miejsce wybrano specjalnie - aby było trudno dostępne i oddalone od centrum Warszawy. Na środku stoi kamienny krzyż, dookoła jest ceglany mur.
Miejsce spoczynku szczątków upamiętniono pomnikiem z inskrypcją: "Tu spoczywają szczątki 478 ofiar zarazy cholerycznej z lat 1872-1873 zebrane pod wspólną mogiłą po zniszczeniu cmentarza cholerycznego podczas budowy węzła kolejowego w 1908 r".
O Cmentarzu Cholerycznym na wiele lat zapomniano. Aż do momentu, gdy w czasie prac przy węźle kolejowym zaskoczeni robotnicy natknęli się w ziemi na ludzkie szczątki. I do dzisiaj - jak przyznaje w rozmowie z RMF FM przewodniczka po Warszawie Izabela Danił - mimo że mogiła jest odnowiona, rzadko można tam kogokolwiek spotkać. Myślę, że nikt tu nie zagląda. Cmentarz jest ogrodzony wysokim, metalowym płotem, który utrudnia dostęp. Przez wiele lat, po drugiej wojnie światowej, tą nietypową nekropolią niemal nikt się nie interesował. Zmianę przyniósł dopiero początek XXI wieku, gdy dzięki staraiom prywatnych przedsiębiorców i osób ze środowiska kolejowego, cmentarz odnowiono. Zrekonstruowano mur i pomnik z krzyżem. W 2010 roku nowy cmentarz został otwarty. To miejsce, które można określić jako niedawno odkryte na nowo - opisuje Izabela Danił.
Obecnie najwygodniej i najbezpieczniej cmentarz oglądać z pokładu pociągu. Tuż obok torami kolejowymi przejeżdżają pociągi na linii Warszawa-Gdańsk.
Brak krzyży i bogato zdobione pionowe płyty nagrobne - to wyróżnia Stary Cmentarz Żydowski przy ulicy Ślężnej we Wrocławiu. Na tej XIX wiecznej nekropolii spoczywają m.in. politycy, artyści, czy członkowie rodzin wrocławskich noblistów. To miejsce szczególne mówi RMF FM Aneta Ziółkowska z Muzeum Miejskiego Wrocławia.
Większość cmentarza stanowią nagrobki stojące pionowo w górze, tak zwane macewy. Jest to tradycyjna forma żydowskiego nagorbka. Napisy są obce dla nas. Są głównie w języku niemieckim. Część jest w języku hebrajskim. Dodatkowo jest historyczna roślinność. Ponad 100-letnie drzewa, bluszcze, które dodają temu miejscu tajemniczości. Ostatni pochówek był w roku 1942. I już dzisiaj nie ma członków ich rodzin we Wrocławiu. I obowiązek pamiętania o nich spoczywa po części na nas - podkreśla Aneta Ziółkowska.
Na 5-cio hektarowym cmentarzu zachowało się około 12-stu tysięcy nagrobków.