Ponad 9 tysięcy sztuk drobiu wybito na dwóch fermach pod Płockiem gdzie stwierdzono ogniska ptasiej grypy. Lekarze weterynarii zdecydwali się dodatkowo wybić co najmniej 5-tysięczne stado na trzeciej fermie, w której co prawda nie stwierdzono ogniska ptasiej grypy, ale która leży w obszarze zapowietrzonym.
Na razie nie wykryto nowych ognisk ptasiej grypy, potwierdził sztab kryzysowy w Płocku. W regionie trwa akcja informacyjna. O tym, jakich zasad przestrzegać, będą mówić księża na niedzielnych mszach, a jutro nauczyciele w szkołach.
Mieszkańcy zagrożonych miejscowości powinni szczególnie dbać o higienę, mięso i jaja poddawać obróbce termicznej, a przede wszystkim nie lekceważyć objawów przeziębienia. Sąsiedzi żyjący w pobliżu zarażonych ferm narzekają, że nikt ich nie poinformował, jak postępować, by uniknąć zarażenia. Wciąż trwa ustawianie tablic informujących o istnieniu zagrożenia. Nikt też nie jest wpuszczany do domów właścicieli ferm.
Dopiero za miesiąc dowiemy się, czy wirus ptasiej grypy się rozprzestrzenia. Tyle czasu potrwają policyjne blokady i przejeżdżanie przez maty odkażające.
Prawdopodobnie źródłem zakażenia indyków na obu fermach były odchody dzikich ptaków wolnożyjących.
Wirus H5N1, który pojawił się w Azji Południowo-Wschodniej w 2003 roku, może być zabójczy dla ludzi. Dotychczas zmarło około 200 osób zarażonych wirusem, najwięcej w Indonezji i Wietnamie. Chiny zarejestrowały kilkanaście śmiertelnych ofiar ptasiej grypy.