Oskarżany o współpracę ze specsłużbami PRL profesor Aleksander Wolszczan, najsłynniejszy polski astronom, w oświadczeniu przesłanym waszyngtońskiemu korespondentowi RMF FM napisał: Jest prawdą, że na początku lat 70., gdy zacząłem wyjeżdżać za granicę, zgodziłem się nieopatrznie na kontakty z SB i na podpisywanie się pseudonimem. (...)nie widziałem w tym wtedy nic szczególnego.
Astronom nie chce rozmawiać o ciemnych stronach swojej historii. Ograniczył się do pisemnego oświadczenia wysłanego Łukaszowi Wysockiemu:
Deklarację wierności systemowi podpisywało się przecież przed każdym wyjazdem za granicę. Profesor zaznacza, że zawsze podczas kontaktów z SB starał się trzymać zasady - mówić mało, dobrze, ogólnikowo albo nie mówić nic. Wolszczan dodaje, że we wszystkim, co go spotkało w przeszłości, pozostaje w zgodzie z własnym sumieniem.
Władze Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu wiedziały "od pewnego czasu" o zarzutach agenturalnej przeszłości pod adresem profesora Aleksandra Wolszczana. Tak w specjalnym oświadczeniu twierdzi rektor uczelni. Sprawę bada specjalny zespół do spraw lustracji działający na toruńskiej uczelni. Rektor przyznał, że przeprowadzone dotychczas przez zespół badania potwierdziły istnienie w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej dokumentów wskazujących na współpracę profesora Wolszczana ze Służbą Bezpieczeństwa.
"Gazeta Polska" napisała, że Aleksander Wolszczan był przez wiele lat zarejestrowany jako tajny współpracownik kontrwywiadu PRL o pseudonimie "Lange". Według tygodnika, TW "Lange" wówczas asystent w Instytucie Astronomii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, pozyskano w 1973 roku. Współpraca nigdy nie została rozwiązana, a jedynie zawieszona piętnaście lat później. Za informacje przekazywane SB Aleksander Wolszczan miał otrzymywać wynagrodzenie: pieniądze i prezenty.