We wtorek Sąd Okręgowy w Katowicach rozpocznie wysłuchiwanie mów końcowych w sprawie katastrofy hali Międzynarodowych Targów Katowickich (MTK). W piątek został zamknięty przewód sądowy.
Hala MTK zawaliła się ponad 10 lat temu - 28 stycznia 2006 r. podczas targów gołębi pocztowych. Zginęło 65 osób, a ponad 140 zostało rannych. Była to największa katastrofa budowlana w historii Polski.
Z 12 oskarżonych przez prokuraturę osób na ławie oskarżonych zasiada obecnie dziewięć - m.in. b. szefowie MTK i konstruktorzy hali. Jedna z nich dobrowolnie poddała się karze. Inny oskarżony zmarł w trakcie procesu, a sprawa kolejnego została wyłączona do odrębnego postępowania ze względu na stan zdrowia.
Sąd rozpocznie wysłuchiwanie mów końcowych 24 maja. Jako pierwsza wystąpi prokurator Katarzyna Wychowałek-Szczygieł, po niej przemawiać będą obrońcy. Na końcu sąd wysłucha "ostatniego słowa" oskarżonych, po czym ogłosi wyrok. Trudno przewidzieć, ile rozpraw potrzeba do wygłoszenia mów. Sąd wyznaczył już wcześniej terminy także na 25, 30 i 31 maja.
Zanim przewodniczący składu orzekającego Aleksander Sikora ogłosił zakończenie postępowania dowodowego, sąd oddalił wnioski b. członka zarządu MTK Nowozelandczyka Bruce'a R. i jego obrońcy, którzy domagali się przesłuchania dodatkowych świadków - innego b. członka zarządu tej spółki Barbary H. i Artura K., który zasiadał w radzie nadzorczej. Wniosek w tej sprawie został złożony już po raz drugi i po raz drugi sąd uznał, że zmierzał do przedłużenia procesu.
Wcześniej sąd wysłuchał oświadczenia Bruce'a R., który odnosił się do fragmentu uzasadnienia aktu oskarżenia. B. członek zarządu MTK zapewnił, że wbrew stanowisku prokuratury przed katastrofą nie rozmawiał z innym szefem MTK Ryszardem Z. - także oskarżonym w procesie - na temat stanu technicznego hali, która się później zawaliła. Oskarżony dodał, że nie mówi po polsku, a Z. nie znał angielskiego i taka rozmowa musiałaby się odbyć z udziałem jego asystentki.
Słowa R. potwierdził Ryszard Z. Nie miałem żadnej wiedzy na temat tego, że coś dzieje się pawilonem nr 1 albo że wymaga nadzwyczajnych starań związanych z eksploatacją - oświadczył.
Piątkowa rozprawa rozpoczęła się od uzupełniających wyjaśnień innego oskarżonego Grzegorza S. Ten rzeczoznawca, który kilka lat przed katastrofą S. sporządzał ekspertyzę po awarii hali wyraził przekonanie, że przyczyną katastrofy był brak nadzoru nad konstrukcją pawilonu. Podkreślił, że przed zawaleniem się hali obciążenie dachu kilkakrotnie przekraczało normy - zalegała na nim gruba warstwa lodu.
Katowicka prokuratura okręgowa zamknęła śledztwo w tej sprawie latem 2008 r. Proces ruszył w maju 2009 r. Według oskarżenia na tragedię złożyły się błędy i zaniechania w fazie projektowania i budowy hali, a także jej użytkowania i nadzoru nad budynkiem. W dniu katastrofy na dachu hali zalegała gruba warstwa śniegu.
Z jednej z opinii biegłych wynika, że główną przyczyną katastrofy były błędy w projekcie wykonawczym pawilonu. Odbiegał on znacząco od sporządzonego prawidłowo projektu budowlanego. Aby ograniczyć koszty, projektanci błędnie określili współczynnik kształtu dachu, błędnie też zaprojektowali przykrycie dachowe i słupy podtrzymujące konstrukcję.
Projektant części naziemnej hali Jacek J. i autor projektu konstrukcji żelbetowej Szczepan K. (wyłączony z głównej sprawy) zostali oskarżeni o umyślne sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy oraz samej katastrofy. Grozi za to do 12 lat więzienia. Według śledztwa, mimo wielu alarmujących sytuacji, kierownictwo MTK lekceważyło zagrożenie.
Według prokuratury, kiedy na krótko przed katastrofą dach hali po raz kolejny ugiął się pod naporem śniegu, członkowie zarządu MTK - Bruce R. oraz Ryszard Z. i dyrektor techniczny spółki Adam H. mieli świadomość zagrożenia, a mimo to nie zrobili niczego, by je zażegnać. Prokuratura zarzuciła im umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy oraz nieumyślne doprowadzenie do niej.
Kolejni oskarżeni to rzeczoznawca budowlany Grzegorz S., szefowie firmy, która była generalnym wykonawcą hali - Arkadiusz J. i Andrzej C. - oraz kierownik budowy Adam J. Na ławie oskarżonych zasiadła też inspektor nadzoru budowlanego w Chorzowie Maria K. Prokuratura zarzuciła jej nieumyślne sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy oraz niedopełnienie obowiązków na kilka lat przed katastrofą - powiadomiona w 2002 r. przez straż pożarną o ugięciu się dachu nie podjęła żadnych czynności w celu kontroli stanu budynku lub wyłączenie budynku z użytkowania.
Hala MTK od początku zdradzała swoje wady. Do pierwszej awarii doszło jeszcze w trakcie jej budowy - w styczniu 2000 r. Już wtedy konstrukcja dachu ugięła się pod naporem śniegu. Przedstawiciele generalnego wykonawcy hali nie wpisali tego do dziennika budowy i nie powiadomili inspektora nadzoru budowlanego - podawała prokuratura.
Usłyszeli zarzuty sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa zaistnienia katastrofy budowlanej i sprowadzenia samej katastrofy. Dwa lata później dach hali znowu się ugiął, zerwały się śruby podtrzymujące dźwigary i konieczna była naprawa. Dokonano jej na podstawie ekspertyzy rzeczoznawcy budowlanego Grzegorza S.
Zdaniem prokuratury nie zweryfikował on całości obliczeń statycznych pawilonu, nie sprawdził pozostałych dźwigarów, a jedynie ten uszkodzony. Chociaż naprawiony na podstawie ekspertyzy tego biegłego dźwigar ocalał jako jedyny w katastrofie to jednak prokuratura zarzuciła Grzegorzowi S., że nie zachował należytej ostrożności przy sporządzaniu ekspertyzy i w ten sposób nieumyślnie sprowadził powszechne niebezpieczeństwo katastrofy.
Spośród oskarżonych do winy przyznał się tylko b. koordynator techniczny MTK Piotr I., który w dniu targów gołębi nie polecił otwarcia drzwi ewakuacyjnych, co jednak nie skutkowało śmiercią żadnego z poszkodowanych. Dobrowolnie poddał się karze za narażenie wielu osób na śmierć lub uszczerbek na zdrowiu.
(mn)