Pamiętacie mikroskopijnego zajączka, którego uratowała Fundacja „Dzika Ostoja” ze Szczecina? Maleństwo urodziło się w połowie lutego. Na wolności nie miałoby szans na przeżycie. Gdy zając trafił pod opiekę fundacji, ważył zaledwie kilkadziesiąt gramów. Teraz jest już 3 razy większy.
Jak opowiada opiekunka zwierzaka Marzena Białowolska, karmiony smoczkiem zajączek szybko rośnie. Nie lubi już leżeć na dłoni, choć jeszcze dwa tygodnie temu wyraźnie go to uspokajało. Dużo skacze, chowa się i próbuje gryźć. Za kilka tygodni, gdy szarak nie będzie już potrzebować mleka, wróci na wolność.
Pod opiekę szczecińskiej fundacji trafiły już dwa kolejne zajączki. Oba wymagają leczenia. Jeden z maluchów ma zapalenie płuc. Ich opiekunowie apelują jednak, aby zające zabierać tylko w ostateczności. W naturze matki porzucają swoje młode i odwiedzają dwa razy na dobę, aby je nakarmić. Zajęcy nie wolno dotykać, aby nie pozostawić na nich zapachu. Wtedy mogłyby zostać odrzucone przez matkę.
Pomocy potrzebują jedynie zwierzęta ranne lub wyraźnie osłabione. Objawy osłabienia można poznać m.in. po tym, że młody zając leży na boku.
(dp)