Prawie 14 tysięcy zdjęć zrobiły od lutego najsłynniejsze w Polsce fotoradary warszawskiej straży miejskiej. Chodzi o urządzenia ustawione na skrzyżowaniu ulic Sikorskiego i Sobieskiego, które pstrykają zdjęcia kierowcom jadącym ze wszystkich kierunków. Wyłapują nie tylko tych, którzy jadą z nadmierną prędkością, ale także przejeżdżających na czerwonym świetle. Gdyby wystawić mandaty za wszystkie wykonane przez nie zdjęcia, uzbierałyby się ponad 4 miliony złotych. Tak jednak nie będzie, bo nie wszystkie wykroczenia kończą się mandatami.
Aż jedna trzecia sfotografowanych kierowców próbuje uniknąć kary. To ci, którzy na swoim koncie mają sporo punktów karnych. Wystarczy, że nie odpowiadają na wezwania i pisma straży miejskiej przez pół roku, by sprawy lądowały w sądach. A te są tak niewydolne, że albo przedawnią się punkty karne, albo sam mandat.
Najnowszy fotoradar warszawskiej straży i gotówka, którą zapewnia ratuszowi, tak się urzędnikom podobają, że podobne urządzenia mają zostać do jesieni zamontowane na trzech kolejnych skrzyżowaniach: Zamienieckiej i Fieldorfa, Batorego i Niepodległości oraz Grójeckiej i Dickensa. Oprócz nich straż chce jeszcze kupić i ustawić 7 dodatkowych, standardowych fotoradarów. Te z kolei mają stanąć na ulicach: Puławskiej, Radzymińskiej, Modlińskiej, Powstańców Śląskich, Górczewskiej, na skrzyżowaniu ul. Wybrzeże Kościuszkowskie z Karową oraz na Krakowskiej.
Fotoradary na skrzyżowaniu Sikorskiego z Sobieskiego działają od 21 lutego. Od tego czasu liczba popełnianych w tym miejscu wykroczeń spadła aż o 80 procent. Firma, która wypożyczyła straży miejskiej urządzenia, startuje teraz w przetargu na dostarczenie fotoradarów dla tej lokalizacji oraz dla trzech innych skrzyżowań. Jeśli wygra, urządzeń stojących na skrzyżowaniu Sikorskiego z Sobieskiego nie trzeba będzie demontować.