Po raz pierwszy od kilku lat w Warszawie wzrasta liczba kradzionych samochodów. Złodzieje rozbierają je na części. Najłatwiej w stolicy można stracić toyotę lub volkswagena - ostrzega "Życie Warszawy".
W tym roku ze stołecznych ulic złodzieje ukradli już 655 aut. To o ponad 20 procent więcej niż w pierwszym kwartale poprzedniego roku. Najwięcej samochodów zniknęło z Mokotowa i Ursynowa. Najczęściej z osiedlowych uliczek, tam, gdzie nie ma miejskiego monitoringu. Największy wzrost kradzieży - o blisko 50 proc. - zanotowano w prawobrzeżnej Warszawie.
Te dane są bardzo niepokojące, bo w ciągu ostatnich pięciu lat liczba kradzionych aut stale spadała. Np. w poprzednim roku ze stołecznych ulic zniknęło ich 2306, czyli o połowę mniej niż pięć lat temu. Jak było to możliwe? "Od siedmiu lat w policji działa wydział, który zajmuje się ściganiem złodziei aut. W tym czasie zatrzymaliśmy w sumie około 800 osób. To rabusie złapani na gorącym uczynku oraz paserzy" - tłumaczy "ŻW" Tomasz Watras, naczelnik wydziału zwalczającego przestępczość samochodową w stołecznej policji.
"Połowa z nich trafiła do więzienia, teraz po odsiedzeniu kilkuletniego wyroku wychodzą z więzień" - dodaje oficer. Nielegalnym biznesem trudnią się całe rodziny. Przestępcy najczęściej pochodzą z okolic Wołomina oraz Otwocka. Właśnie tam, jak podejrzewa policja, trafia większość pojazdów. Są rozbierane i sprzedawane na części na giełdach lub aukcjach internetowych - czytamy w "Życiu Warszawy".