W Moskwie zakończyła się kolejna runda rozmów o warunkach dostaw rosyjskiego gazu do Polski. Mają być one kontynuowane w czwartek. O co toczy się gra?
Według rosyjskich źródeł, EuropolGaz - polsko-rosyjska spółka, zarządzająca gazociągiem - za tranzyt otrzymuje co roku blisko pół miliarda dolarów. Rosjanie płacą nam mniej niż innym krajom Europy. Co więcej, chcą jeszcze obniżenia taryf.
Czy jednak Rosjanom chodzi tylko o pieniądze? O pieniądze, ale i o dominację. Gazprom w ogóle nie zgadza się, by na tranzycie Polacy zarabiali i powołuje się na aneks zawarty jeszcze za rządów SLD, że EuropolGaz nie powinien mieć zysku. Rosjanom nie podoba się również, że chcemy spłacać przed czasem kredyty zaciągnięte na budowę gazociągu, a największego kredytu - w wysokości miliarda dolarów - udzielił Gazprombank. I po trzecie: Rosjanie próbują tak zmienić statut EuropolGazu, by mieć tam głos decydujący.
A jakie argumenty my mamy w gazowych negocjacjach z Rosjanami? Asów w rękawie brak, za to mamy pistolet przystawiony do skroni. Znaczącej ilości gazu wciąż nam brakuje, a w zasadzie możemy kupić go tylko od Gazpromu.
Wicepremier Waldemar Pawlak z kolei tak tłumaczy nasze stanowisko w sprawie taryf i potrzebę zysku dla EuropolGazu: Powinna mieć zysk i akumulację, która w sytuacji niespodziewanego remontu, uszkodzenia nie będzie szukała finansowania na rynku, tylko będzie miała własne środki, by naprawę zrobić od ręki:
Być może Rosjanom chodzi o to, by spółka - szukając pieniędzy na rynku - znalazła kolejny kredyt w Gazprombanku. A to jeszcze bardziej wzmocniłoby pozycję rosyjskiego partnera w spółce.