Prokuratura zdecydowała o umorzeniu śledztwa dotyczącego kłopotów z zaopatrzeniem w leki osób chorych na raka. Jak informuje reporter RMF FM Krzysztof Zasada, stwierdzono, że urzędnicy Ministerstwa Zdrowia nie dopuścili się w tej sprawie niedopełnienia obowiązków.
Śledczy twierdzą, że działania, czy ewentualne zaniechanie urzędników ministerstwa nie miało żadnego wpływu na niedobory leków wykorzystywanych w terapii onkologicznej. Braki "zostały spowodowane obiektywnymi trudnościami natury technologicznej, które wystąpiły w zakładach produkcyjnych jednego z głównych producentów tych specyfików". Jak zaznaczają prokuratorzy, podobne problemy z dostępnością leków miały także inne europejskie kraje. Co więcej - interweniowała w tej sprawie nawet Komisja Europejska. Prokuratorzy zbadali mimo to reakcję urzędników na sygnały, że leków może zabraknąć - resort zastosował tak zwany import docelowy. Według śledczych było to w zaistniałej sytuacji jedyne możliwe działanie.
Śledczy badali okres od 22 października zeszłego roku do 31 maja roku 2012. Przypomnijmy, że postępowanie wszczęto po sygnałach, iż w całym kraju są niedobory leków wykorzystywanych przy leczeniu onkologicznym. Istniało podejrzenie, że urzędnicy resortu zdrowia nie podjęli działań, aby zapewnić dostępność specyfików dla chorych na raka z całej Polski. To zaś doprowadziło do poważnych braków leków wykorzystywanych w chemioterapii.
W połowie maja RMF FM informowało o problemach z hurtową dostawą leków onkologicznych z zagranicy. Niezbędnych w terapii preparatów zaczęło brakować w wielu placówkach, ponieważ producent wstrzymał ich dostawę do Polski. Chodziło o jedyny dostępny na rynku specyfik do chemioterapii leczącej niektóre rodzaje nowotworów. W efekcie wielu pacjentom groziło przerwanie leczenia. Kontynuacji terapii nie zapewniło również Ministerstwo Zdrowia.
Lekarze próbowali zdobywać leki, szukając ich na przykład w hurtowniach farmaceutycznych. Tam jednak również zaczęło ich brakować. Problem dotyczył zarówno preparatu zarejestrowanego w Polsce, jak i jego zamienników. Magazyny świeciły pustkami od wielu tygodni.
Część szpitali chciała sprowadzać do Polski zamienniki potrzebnego leku z zagranicy w procedurze tzw. importu docelowego. Problem jednak w tym, że taka procedura jest nie tylko długotrwała, ale i kosztowna. Lek sprowadzany z zagranicy może być nawet 10 razy droższy, a szpital musi zapłacić z pieniędzy, jakie przyznał mu NFZ w rocznym kontrakcie.
Według przedstawicieli szpitali, z którymi w połowie maja rozmawiała reporterka RMF FM Ministerstwo Zdrowia zainteresowało się problemem dopiero w połowie marca. Wcześniej resort Bartosza Arłukowicza - mimo że miał informacje od producenta leku - zdawał się nie widzieć problemu.
Ministerstwo Zdrowia tłumaczyło wtedy enigmatycznie, że producent specyfików na raka nie wycofał się ze sprzedaży, a jedynie "zmienił proces technologiczny". Resort przerzucał też odpowiedzialność za brak leków onkologicznych na dyrektorów szpitali.