3 tygodnie protestów opozycji po sfałszowanych wyborach parlamentarnych zmusiły prezydenta Gruzji do ustąpienia. 11-letnie rządy Eduarda Szewardnadze początkowo zapewniły krajowi stabilizację, ale później przyniosły zastój gospodarczy, korupcję i ubóstwo.

Szewardnadze najpierw próbował zastraszyć opozycję, potem wystąpił z propozycją rozmów, ale gdy na ulice Tbilisi wyszło 100 tys. ludzi, którzy byli gotowi do szturmu na jego rezydencję, uznał, że nie ma już atutów.

To dla mnie oczywiste, że cała ta sytuacja nie może dłużej trwać. Wczoraj zostałem zmuszony, by użyć swoich uprawnień i wprowadzić stan wyjątkowy, ale ten krok mógł doprowadzić do rozlewu krwi na wielką skalę. Nigdy nie zdradziłem swego kraju, dlatego uznałem, że lepiej, gdy ustąpię ze stanowiska prezydenta - mówił Szewardnadze, w chwili gdy opuszczał swą rezydencję.

Były prezydent zapowiedział, że pozostanie w Tbilisi i będzie pisał pamiętniki. Jednak najprawdopodobniej odleciał gdzieś za granicę.

Po dymisji Szewardnadze, tymczasowym prezydentem została przewodnicząca parlamentu ubiegłej kadencji, Nino Burdżanadze. Nowe wybory parlamentarne i prezydenckie mają być przeprowadzone w ciągu 45 dni.

07:15