W siemianowickim Centrum Leczenia Oparzeń zmarł kolejny górnik ranny podczas pożaru w kopalni w Rudzie Śląskiej. To już 13 ofiara. Prokuratura Okręgowa w Katowicach wszczęła dziś śledztwo w sprawie tragedii. Według wstępnych ocen katastrofę spowodował zapłon metanu w wyrobisku. Na razie nie wiadomo co było jego przyczyną.
Zabezpieczono zapisy komputerowe dotyczące zjazdów górników. Zabezpieczono zapisy z pomiarów metanowych. Przeprowadzono wstępne oględziny zwłok na miejscu zdarzenia - mówiła prokurator Ewa Zuwała.
Po wszczęciu śledztwa, rozpoczęto wykonywanie sekcji zwłok ofiar katastrofy. Na podstawie zakończonych już sekcji ciał sześciu górników, specjaliści ocenili, że będzie możliwe ich zidentyfikowanie bez wykonywania badań DNA. Jako wstępną przyczynę ich śmierci wskazano "zatrucie tlenkiem węgla i oparzenia oparzeń górnych dróg oddechowych". Nie stwierdzili urazów kostnych.
Narodowy Fundusz Zdrowia zapłaci za specjalistyczne leczenie górników poszkodowanych w kopalni "Wujek-Ruch Śląsk". Także za kosztowne leczenie oparzeń przy pomocy hodowli keratynocytów - ustaliła reporterka RMF FM Agnieszka Witkowicz. Siemianowickie Centrum Leczenia Oparzeń nie powinno martwić się o koszty i natychmiast bez wahania rozpocząć leczenie najbardziej skutecznymi metodami. Takie zapewnienia od Ewy Kopacz usłyszała nasza dziennikarka. O tym decydują specjaliści, którzy w tej chwili mają pod opieką tych pacjentów. Ja mam pełne zaufanie do nich. Jeśli oni uważają, że to jest metoda, która w tej chwili pomoże im normalnie funkcjonować w przyszłym życiu, powinni bez wahania tę metodę zastosować - zapewnia minister zdrowia.
Aby uzyskać pieniądze za proces hodowli tkanek skórnych - który może kosztować nawet kilkaset tysięcy złotych za jednego pacjenta - należy przestrzegać specjalnych procedur - przypomina Kopacz. Szpital musi wystąpić z wnioskiem do wojewódzkiego NFZ-u i uzasadnić, że ta właśnie metoda jest w danym przypadku najbardziej skuteczna. Wtedy NFZ pokryje koszty w 100 procentach - zapewniła minister zdrowia.
Od wielu godzin narzekali na zbyt skąpe informacje o stanie zdrowia najbliższych, teraz krewni rannych górników będą mogli ich odwiedzić w siemianowickim szpitalu. Choć na pewno nie wszyscy. O tym kto i na jak długo wejdzie na oddział, zdecydują lekarze. Wszystko będzie zależeć od stanu zdrowia górników.
Największe szanse na zobaczenie się z bliskimi - po raz pierwszy po katastrofie - mają górnicy, którzy są najmniej poparzeni. Jeśli decyzja będzie odmowna, lekarze - także po raz pierwszy - mają udzielać dokładnych informacji na temat stanu ich zdrowia.
Stan ośmiu górników jest bardzo ciężki, czterech leży na oddziale intensywnej opieki medycznej. Stan 10 innych lekarze oceniają jako ciężki, ale stabilny. 10 kolejnych rannych jeszcze dziś wyjdzie ze szpitala. To ostanie informacje na temat poszkodowanych górników.
W Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach jest 19 górników, mają poparzenia od 40 do 90 proc. powierzchni ciała. 12 górników ma poparzone drogi oddechowe. W nocy do siemianowickiego centrum trafił najciężej ranny górnik - został przewieziony ze szpitala w Bytomiu.
Jeszcze przed decyzją minister zdrowia lekarze z Siemianowic rozpoczęli hodowlę tkanek skórnych. To jedyny sposób, by poparzeni górnicy mogli wrócić do zdrowia. Rano, gdy Mariusz Nowak dyrektor Centrum Leczenia Poparzeń, mówił, że tej metody leczenia nie refunduje ani NFZ, ani Ministerstwo Zdrowia, rodziny górników nie kryły oburzenia. To skandal, że na takie cele brakuje pieniędzy. Posłuchaj relacji reportera RMF FM Piotra Glinkowskiego:
Jak wygląda leczenie poparzeń po wypadkach górniczych, posłuchaj w relacji reportera RMF FM Macieja Grzyba:
Pomocy zarówno materialnej jak i psychologicznej potrzebują przede wszystkim ranni górnicy, ale także ich rodziny. Zarząd katowickiego holdingu węglowego przygotowuje specjalny pakiet pomocy finansowej dla nich.
Pieniądze w pierwszej kolejności otrzymają rodziny tragicznie zmarłych pracowników kopalni, tak aby mogli spokojnie zorganizować pogrzeby. Chodzi o kwotę od 90 tys. do 120 tys. złotych - w zależności od stażu pracy górnika. Najbliżsi zmarłych górników otrzymają także pieniądze na edukację dzieci, fundusze będą pochodzić z konta fundacji rodzin górniczych.
Eksploatacja ściany wydobywczej, w rejonie której doszło do tragedii, miała się zakończyć lada chwila. Trwały już przygotowania do jej likwidacji - poinformował prezes Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach.
To właśnie specjalna komisja WUG będzie wyjaśniać przyczyny tragedii. Wczoraj zebrała się po praz pierwszy. Wówczas to pojawiła się hipoteza, że mogło dojść do niewielkiego wybuchu. Dziś o godz. 10 eksperci spotkali się po raz kolejny. Analizują odczyty czujników i dokumentację techniczną poziomu 409, gdzie doszło do tragedii. Zjazd na głębokość 1050 metrów jest na razie niemożliwy. Teren został odizolowany od reszty kopalni, bo nadal stwarza zagrożenie - stężenie metanu jest zbyt wysokie. Posłuchaj relacji dziennikarza RMF FM Macieja Grzyba:
Zakład nie wydobywa dzisiaj węgla. Pod ziemią w bezpiecznych rejonach prowadzone są prace remontowe i konserwacyjne.
Ustalenie przyczyn katastrofy nie będzie łatwe, bo - jak przyznał Piotr Litwa, prezes WUG, wczoraj stężenie metanu kilometr pod ziemią nie budziło niepokoju. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej poziom zagrożenia metanowego w rejonie feralnej ściany był większy niż ostatnio. Dopiero po wybuchu nastąpił duży wzrost stężeń - dodał. Piotr Litwa nie chciał spekulować, czy do tragedii doszło na skutek sił natury, czy przyczynił się do niej człowiek.
Prokuratorzy już wczoraj zabezpieczyli dokumentację, dokonali też wstępnych oględzin zwłok. Wkrótce przesłuchani zostaną pierwsi świadkowie. Prokuratorzy zbadają też, czy w kopalni nie doszło do niedopełnienia obowiązków i narażenia w ten sposób górników na utratę życia, uszczerbek na zdrowiu lub do nieumyślnego spowodowania ich śmierci. Po wszczęciu śledztwa prokuratorzy zlecą wykonanie sekcji zwłok.
Do zapłonu metanu doszło ok. godz. 10.15 przy ścianie V w pokładzie 409 na poziomie 1050 dawnej kopalni "Śląsk". W 2005 r. "Śląsk" przyłączono do kopalni "Wujek", od tej pory jest to jeden z tzw. ruchów "Wujka".