Rozpoczął się piąty etap wyścigu: kolarze wyruszyli już ze Strzyżowa do Krynicy. Dziś do przejechania mają tylko 163 kilometry, ale łatwo nie będzie, ponieważ na trasie czekają na nich pierwsze poważne góry.
Na początku etapu zawodnicy mają szanse zdobyć dwie lotne premie, potem będą już tylko walczyć na wzniesieniach. Na koniec cztery rundy po 13 kilometrów i meta w Krynicy. Podejrzewam, że na metę dotrze mniejsza grupka tych ludzi, którzy dobrze przetrzymują krótkie podjazdy - mówi jeden z zawodników Sylwester Szmyd, który nastawia się na atak jutro w Zakopanem.
Ale już dzisiaj powinno być ciekawie – jest chłodniej niż ostatnio, a na trasie co chwilę przechodzą ulewne deszcze.
Tymczasem reporter RMF FM spotkał się w Starym Sączu z Janem Magierą, słynnym w latach sześćdziesiątych polskim kolarzem, olimpijczykiem i wielokrotnym uczestnikiem Wyścigu Pokoju. Poproszony o skomentowanie wczorajszego stracia zawodników na finiszu, stwierdził, że taki jest peleton i nie ma w nim miejsca dla słabych kolarzy.
Choć współczesne wyścigi to prawdziwy Wersal: zawodnicy pomagają sobie, a na trasie starają się jechać tak, by nikt nie odniósł kontuzji. Zupełnie inaczej niż ponad 40 lat temu – wtedy w ruch szły nawet pięści. Pompki było szkoda, więc zostawały tylko ręce - mówi słynny kolarz:
Najbardziej bezpardonowi byli, jak wspomina Magiera, kolarze radzieccy. Niewiele ustępowali im Niemcy z NRD i Czechosłowacy.