Policjanci nakłonili Mariusza T. do tego, by sam poprosił o ochronę. Jak ustalił reporter RMF FM, gdy było już jasne, że pedofil-morderca wyjdzie na wolność, w jego celi pojawiło się dwóch funkcjonariuszy. Spotkanie odbyło się za zgodą dyrektora zakładu karnego w Rzeszowie.
Gdyby Mariusz T. sam nie poprosił o ochronę, policjanci nie mieliby narzędzi do tego, by go skutecznie pilnować.
Fakt, że w jego celi było dwóch policjantów, zainteresował prokuraturę, która prowadzi śledztwo w sprawie znalezionych w celi rzekomych materiałów o treściach pedofilskich.
Stosowne pytania o powody tej wizyty zostały skierowane już do Komendy Głównej Policji.
Nam udało się ustalić nieoficjalnie w Służbie Więziennej, że policja kilkukrotnie nakłaniała Mariusza T. do tego, by złożył wniosek o ochronę. Tłumaczyła, że po wyjściu na wolność będzie on narażony na ataki.
3 marca sąd w Rzeszowie uznał, że Mariusz T. jest osobą stwarzającą zagrożenie i ma trafić do zamkniętego ośrodka. Decyzja sądu nie jest jednak prawomocna. 11 lutego morderca czterech chłopców wyszedł na wolność.
Mariusz T. to pedofil skazany w 1989 roku za zabójstwo czterech chłopców na karę śmierci zamienioną potem na 25 lat więzienia. Opuścił więzienie 11 lutego po zakończeniu kary. Przebywa na wolności, choć - decyzją sądu, na wniosek dyrektora więzienia - ma dozór policji. Policja może stosować wobec niego czynności rozpoznawczo-operacyjne.
(j.)