W ostatnich tygodniach szefowie ABW wynosili z urzędu i kopiowali tajne dokumenty - twierdzą dwaj oficerowie tych służb w rozmowie z "Dziennikiem". Jak mówią, kserowane były akta ze spraw, w których pojawiają się znane nazwiska. Bogdan Święczkowski, który do ostatniego piątku kierował Agencją, kategorycznie zaprzecza.
Zdaniem oficerów, od kilku tygodni trwa masowe kopiowanie dokumentów i czyszczenie śladów po działaniach operacyjnych, które mogłyby wzbudzić wątpliwości nowej władzy. Bogdan Święczkowski wysłał pismo do operatorów telefonii komórkowej. Poprosił o wykaz podsłuchów zlecanych przez ABW - twierdzą specjaliści ds. służb, którzy pracują dla tworzącej się koalicji PO - PSL.
Agencja chciała sprawdzić, czy jej dane zgadzają się z tym, co jest w archiwach operatorów. Niektóre podsłuchy mogły być niezewidencjonowane w ABW, ale ślad pozostał u operatorów. Mogło chodzić o uzupełnienie luk w agencyjnej dokumentacji - podejrzewa rozmówca "Dziennika".
Zdaniem oficerów do ostatnich dni urzędowania Bogdan Święczkowski kazał sobie dostarczać teczki z prowadzonych spraw. Z pionów operacyjnych akta były zabierane nawet na kilkanaście dni. Nikt nie wiedział, co się z nimi wówczas działo. Słyszeliśmy, że były wywożone poza Agencję oraz kopiowane - mówi gazecie jeden z oficerów. Jak mówi, Święczkowskiego interesowały głównie spektakularne sprawy.
Nic nie wiem o żadnych nielegalnych akcjach w ABW - stwierdził premier Kaczyński. To wszystko uważam za hucpę, za przygotowanie do przejęcia ABW przez ludzi lat 90. (…) To powrót do najgorszych możliwych praktyk - zaznaczył.
Udowodnienie, że dokumenty były kopiowane, może być trudne. Zabieranie dokumentów nie było nigdzie odnotowywane.