Pracownicy łódzkiego pogotowia mogli przyczynić się do śmierci dziecka, by sprzedać informację o jego zgonie. Tak zeznał w procesie „łowców skór” jeden z byłych właścicieli zakładów pogrzebowych.
Do zdarzenia miało dojść w 2002 roku. Pomocy lekarskiej wymagał 12-letni, niepełnosprawny od urodzenia, chłopiec. Jednak mimo interwencji pogotowia zmarł.
Ojciec chłopca uważał, że jego śmierci można było zapobiec. Jego zdaniem, lekarz nie zalecił odessania płynów, przez co dziecko się udusiło. Po odbiór ciała zmarłego dziecka rodzina wezwała znajomego właściciela zakładu pogrzebowego.
Załoga karetki - jak zeznał świadek - zażądała od właściciela zakładu pieniędzy za informację o śmierci 12-latka. Świadek twierdzi, że po tym zdarzeniu przestał współpracować z pogotowiem. 4 miesiące później musiał zamknąć firmę.
W procesie toczącym się przed Sądem Okręgowym w Łodzi na ławie oskarżonych zasiada dwóch byłych sanitariuszy i dwóch byłych lekarzy pogotowia.
Były właściciel zakładu pogrzebowego dodał, że opisana sytuacja nie dotyczy osób, które aktualnie odpowiadają przed łódzkim sądem. Nie powiedział jednak, którzy pracownicy łódzkiego pogotowia mogli przyczynić się do śmierci dziecka.