Sztandarowa reforma MEN się nie udała. To już niemal powszechna opinia - czytamy na stronach "Rzeczpospolitej".
Sprawa kulejącej reformy znów wraca do parlamentu. Posłowie z komisji edukacji będą jutro odpytywać szefową MEN Krystynę Szumilas o to, jak szkoły są przygotowane na przyjęcie młodszych dzieci.
Według szacunków MEN wrześniu 2013 r. do szkół pójdzie ok. 30 proc. sześciolatków. Oznacza to, że w 2014 roku, gdy szkoła dla sześciolatków ma być już obowiązkowa, liczba dzieci w pierwszych klasach zwiększy się w Polsce aż o 70 procent. MEN przekonuje, że nic złego się nie stanie, bo w szkołach stoi ponad 23 tys. pustych klas, w których te dzieci się "upchnie".
Nauczyciele skarżą się, że nie są przygotowani do pracy z młodszymi dziećmi - mówi "Rzeczpospolitej" wizytatorka z kuratorium na południu Polski. Pytana o to, co zrobiło MEN, by to zmienić, odpowiada: "Ograniczają się do nachalnej propagandy, a ostatnio do dyrektorów szkół i przedszkoli trafiła dość perfidna ankieta". MEN pyta w niej, co te osoby zamierzają zrobić, by zachęcić rodziców sześciolatków do posłania dzieci do szkół. Potem z tych działań mają być rozliczeni.
Były wiceminister edukacji Sławomir Kłosowski zaznacza, że wśród pedagogów krytyka tej reformy jest już powszechna: "Coraz bardziej świadomi są też rodzice, którzy obawiają się, że wcześniejsze posłanie dzieci do nieprzygotowanych do tego szkół źle wpłynie na ich rozwój".
"Rzeczpospolita"