Nawet kilka tygodni może potrwać leczenie mężczyzny najciężej rannego w szarży po sopockim Monciaku i molo. Lekarze przyznają jednak, że najgorszy scenariusz - amputacja kończyny - został już wykluczony.
Wszystko wskazuje na to, że groźba amputacji stopy została zażegnana - powiedział naszemu reporterowi doktor Tomasz Stefaniak, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku. Mężczyzna, który trafił do UCK ze zmiażdżonymi nogami, został stamtąd przewieziony do Instytutu Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni. Tam przez 2 lub 3 tygodnie będzie leczony w komorze hiperbarycznej.
To konieczne terapia w przypadku zmiażdżonych kończyn - tłumaczą lekarze. Później pacjent ma wrócić jeszcze na oddział gdańskiego UCK. Jest tam jeszcze jeden ranny mężczyzna. Ma uraz głowy, ale najpewniej dziś lub jutro zostanie wypisany do domu.
Kierowca, który pędził po Monciaku i molo, zranił ponad 20 osób - ale poszkodowanych jest więcej. Prokuratorzy przyznają, że co najmniej kilku z przesłuchanych już świadków miało lekkie obrażenia i w ogóle nie zgłaszało się do lekarzy czy pogotowia. Spora część świadków zdarzenia to turyści, którzy powyjeżdżali już z Sopotu. Śledczy powysyłali więc wnioski o pomoc w ich przesłuchaniu do wielu miejsc w kraju, głównie na Śląsk. Dziś razem z biegłym mają zacząć analizować zapis z kamer miejskiego monitoringu w Sopocie, który zarejestrował szaleńczy rajd. Do przejrzenia mają siedem płyt DVD. Być może po tej analizie uda się im precyzyjnie określić, jak długo trwał tragiczny przejazd i z jaką prędkością pędził 32-latek z Redy.
Mężczyzna najbliższe trzy miesiące spędzi w areszcie. Jest podejrzany o spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym. Grozi mu do 10 lat więzienia. Mężczyznę na pewno zbadają biegli psychiatrzy. Muszą sprawdzić czy wiedział, co robi gdy pędził samochodem przez Trójmiasto, sopocki Monciak i molo. Wiadomo, że feralnej nocy nie pił alkoholu. Badania krwi mają ustalić, czy nie był pod wpływem narkotyków lub dopalaczy.
(abs)