Policjant i demonstrant - to pierwsze ofiary wczorajszych zamieszek przed Filipińskim Pałacem Prezydenckim. Do tragedii doszło podczas próby sforsowania bram pałacu przez kilkunastotysięczny tłum zwolenników byłego prezydenta Josepha Estrady.
Policja i żołnierze sił specjalnych oddali serię strzałów ostrzegawczych, by powstrzymać tysiące zwolenników obalonego prezydenta Filipin przed sforsowaniem bram. Kilku manifestantów próbowało wejść do Pałacu Malacanang, ale zostali powstrzymani. Siłom porządkowym udało się odsunąć tłum miotający kamieniami na odległość kilkuset metrów od ogrodzenia. Według policji w marszu na pałac prezydencki z religijnego sanktuarium w centrum Manili uczestniczy od 10 do 20 tysięcy demonstrantów. Prezydent Gloria Arroyo, która przejęła władzę w styczniu po obaleniu Estrady, wezwała do spacyfikowania uczestników protestów. Demonstranci domagają się ustąpienia z urzędu obecnego szefa państwa. Tymczasem oczekujący na proces były prezydent z powodu zamieszek został wywieziony ze stolicy kraju Manili do ściśle strzeżonego więzienia. Aresztowany pod zarzutami malwersacji finansowych i nadużyć władzy Estrada zaapelował do swoich zwolenników, którzy według niego bronią konstytucji o zakończenie zamieszek. Od momentu aresztowania Estrady przed tygodniem jego fanatyczni zwolennicy stale organizują demonstracje. Ministerstwo sprawiedliwości zarzuca Estradzie nadużycia władzy oraz przywłaszczenie majątku narodowego. Grozi mu kara śmierci lub dożywotniego więzienia.
foto EPA
08:20