9,5 roku więzienia dla ojca, 4 lata i 8 miesięcy więzienia dla matki - taki wyrok wydał katowicki sąd w sprawie śmierci dwuletniego Szymona. Chłopczyk zmarł pięć lat temu w wyniku obrażeń doznanych po silnym uderzeniu w brzuch. Umierał w męczarniach przez trzy dni. Sąd skazał rodziców za nieumyślne spowodowanie śmierci a nie za zabójstwo.

Sąd skazał oboje oskarżonych m.in. za nieumyślne spowodowanie śmierci. Uznał, że to ojciec uderzył Szymona. Za zabójstwo można skazać jedynie taką osobę, która chciała pozbawić kogoś życia lub godziła się na jej śmierć - uzasadnił wyrok sąd.
 
Prokuratura chciała, by sąd skazał Jarosława R. i Beatę Ch. za zabójstwo z tzw. zamiarem ewentualnym i wymierzył im kary po 15 lat więzienia. Sąd Okręgowy w Katowicach nie podzielił tego stanowiska i zmienił kwalifikację prawną.  

Czyn ojca sąd zakwalifikował jako spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego nieumyślnym skutkiem była śmierć Szymona. Beatę Ch. sąd skazał za narażenie syna na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia połączone z nieumyślnym spowodowaniem śmierci. Sąd uznał, że to ojciec uderzył dziecko, co skutkowało zapaleniem otrzewnej i zgonem.  

Sąd: Nie można przyjąć, że rodzice chcieli śmierci dziecka

Sędzia Igor Niedobecki mówił, że rodzice mogliby odpowiadać za zabójstwo tylko wówczas, gdyby prokurator wykazał, że zdawali sobie oni sprawę, że Szymon umrze. Godzenia się na śmierć nie można domniemywać - zaznaczył.  

Według sądu biegli w swoich opiniach nie dali podstaw, by w kwestionować wyjaśnienia oskarżonych, którzy mówili, że dziecko przed śmiercią samodzielnie poruszało się, nie traciło przytomności. Rodzice powinni byli skorzystać z pomocy lekarskiej, ale nie można przyjąć, że chcieli śmierci dziecka - zaznaczył sędzia Niedobecki.

Jarosław R. został skazany za spowodowanie u dziecka śmiertelnego obrażenia i nieudzielenie mu pomocy. Beata Ch. za to, że nieumyślnie doprowadziła do śmierci chłopca, bo również nie pomogła pobitemu, cierpiącemu synowi.

Rodzice Szymona dostali też karę między innymi za wyłudzenie świadczeń rodzinnych w okresie, kiedy ich syn już nie żył. Jarosław R. ma więc łącznie spędzić za kratami 10 lat, Beata Ch. - 5.

Podtrzymuję stanowisko, które zostało zawarte w akcie oskarżenia. Zażądamy uzasadnienia dzisiejszego orzeczenia na piśmie i potem będziemy rozważać kwestię wniesienia apelacji - powiedział prok. Arkadiusz Jóźwiak po ogłoszeniu wyroku. Pytany, czy można spodziewać się apelacji, odpowiedział: "raczej tak".
 
Adwokat Jarosława R. Andrzej Herman nie zgodził się ze stanowiskiem sądu, który przyjął, że to jego klient doprowadził do śmierci Szymona. Z tym mój klient się nie zgadza i moja w tym zakresie ocena pozostaje głęboko odmienna od oceny wyrażonej przez sąd okręgowy - powiedział mec. Herman.
 
Obrońca Beaty Ch. mec. Marek Krupski powiedział, że trudno tę sprawę nazwać sukcesem ze społecznego punktu widzenia, ponieważ doszło do tragedii. Jeżeli chodzi o zdefiniowanie pozycji procesowej oskarżonej, to niewątpliwie nieuwzględnienie wniosku prokuratora jest dla niej korzystne - wskazał.

Rodzice nawzajem obrzucali się winą

Dziecko zmarło w 2010 r. w Będzinie (Śląskie). Ciało chłopca oskarżeni porzucili później na peryferiach Cieszyna, w stawie. Proces Jarosława R. i jego byłej partnerki - matki Szymona Beaty Ch. rozpoczął się we wrześniu 2013 r.

Oskarżeni wzajemnie obarczali się winą. Ich wyjaśnienia dotyczące okoliczności śmierci dziecka były sprzeczne. Zdaniem Beaty Ch. Jarosław R., nie mogąc uspokoić płaczącego Szymona, po raz pierwszy miał go uderzyć 24 lutego 2010 r. Trzy dni później ojciec miał zadać Szymonowi kolejny silny cios pięścią w brzuch. Tego samego dnia dziecko zmarło. Jarosław R. mówił, że to Beata Ch. uderzyła dziecko otwartą dłonią w brzuch, a innym razem - że nadepnęła na brzuch Szymona, a chwilę wcześniej klęczała na dziecku, leżącym na wersalce.  

W opinii prokuratora Arkadiusza Jóźwiaka to, który z rodziców w rzeczywistości zadał Szymonowi skutkujące śmiercią obrażenia drugorzędne znaczenie. Jeden rodzic w obecności drugiego użył brutalnej siły fizycznej wobec dziecka. Potem nie oddali dziecka pod opiekę medyczną - tłumaczył oskarżyciel.  

Podkreślił, że Szymon konał przez wiele godzin, tymczasem jego matka i ojciec wykazali całkowitą obojętność wobec pogarszającego się stanu zdrowia dziecka, a reanimację podjęli dopiero po tym, jak chłopczyk przestał oddychać. Nie pojechali do szpitala, bo Szymon miał także inne ślady przemocy, tymczasem nawet na kilka godzin przed śmiercią można go było uratować - mówił prokurator. 

Rodzice porzucili ciało Szymona w stawie

Jeszcze w dniu śmierci Szymona rodzice zwłoki syna przewieźli samochodem do Cieszyna, gdzie porzucili je w stawie. Do auta zabrali też pozostałą dwójkę wspólnych dzieci - dziewczynki: 4-letnią i niespełna roczną. Chłopiec został kompletnie ubrany, odpowiednio do pory roku. Został włożony do torby i przewieziony w bagażniku, a następnie położony przez matkę na krawędzi stawu.

Policja długo nie mogła ustalić, kim jest znalezione w stawie dziecko. Prowadzone po znalezieniu ciała śledztwo w sprawie śmierci chłopca zostało umorzone w kwietniu 2012 r. z powodu niewykrycia sprawców. Sprawa wyszła na jaw, gdy do ośrodka pomocy społecznej w Będzinie zgłosiła się osoba, twierdząc, że od dawna nie widziała dziecka sąsiadów. Rodziców chłopca zatrzymano dopiero w czerwcu 2012 r. Śledztwo ws. śmierci dziecka prowadziła Prokuratura Okręgowa w Bielsku-Białej.

Poza zabójstwem rodzice Szymona odpowiadają przed sądem także za składanie fałszywych oświadczeń w będzińskim magistracie, dzięki czemu wyłudzili świadczenia socjalne w wysokości blisko 4 tys. zł, a Jarosław R. dodatkowo za nielegalne posiadanie kilku nabojów.

(mpw)