24 września w wyborach powszechnych Jugosłowianie wybiorą parlament i władze lokalne. Na ten sam dzień wyznaczono elekcję głowy państwa.
Co czeka Jugosławię, jaka jest przyszłość kraju, w którym rządzi "ostatni dyktator Europy". Czy władza związanego z nim reżimu zakończy się w dwudziestym wieku? Czy Jugosławia jest skazana na Slobodana Milosevica? Czy ma szansę zbudować demokrację? Czy wchodząca w skład federacji jugosłowiańskiej Czarnogóra zdecyduje się na secesję?
Po nalotach NATO i faktycznym przejęciu kontroli nad Kosowem przez społeczność międzynarodową latem zeszłego roku pozycja Slobodana Milosevica nie tylko nie osłabła ale wprost przeciwnie umocniła się. Prezydent Jugosławii nadal cieszy się w swym kraju dużym zaufaniem zwłaszcza wśród starszej generacji. Co więcej, w ciągu ostatniego roku udało mu się doprowadzić do sytuacji, w której, paradoksalnie, rozpisanie wyborów nie wzbudziło nadziei na wielkie zmiany.
Jednak wraz ze zjednoczeniem się kilkunastu partii opozycyjnych i wystawieniu wspólnego kandydata na prezydenta sytuacja trochę się zmieniła. Okazało się, że Slobodan Milosevic jest politykiem o największym elektoracie negatywnym a jego główny rywal w wyborach prezydenckich Vojislav Kostunica z Serbskiej Partii Demokratycznej prowadzi zdecydowanie w sondażach. Wiele będzie zależeć od frekwencji, wszystko jednak wskazuje na to, że wybory 24 września będą być może ostatnim testem popularności dyktatora oskarżanego o zbrodnie wojenne przez Trybunał w Hadze.
Z drugie strony wielu obserwatorów uważa, że wyniki wyborów i tak zostaną sfałszowane i reżim Milosevica ogłosi swoje zwycięstwo. Bez względu na rezultaty głosowania będzie rządził przy pomocy dławiącej wszelki opór policji, przy pomocy swoich ludzi w armii, czy też zbiurokratyzowanej administracji i gospodarce. Czy społeczeństwo jugosłowiańskie będzie gotowe zaprotestować przeciwko temu?
Slobodan Milosevic nieprzypadkowo właśnie teraz rozpisał przedterminowe wybory. Sytuacja ekonomiczna kraju jest coraz gorsza. Gospodarka zrujnowana zeszłorocznymi nalotami NATO chyli się ku upadkowi. Do krachu może dojść jeszcze w tym roku po złych zbiorach żniwnych i pogłębiających się problemach z paliwem. Do tego dochodzi jeszcze galopująca inflacja. To ostatni moment żeby wmówić ludziom, że będzie lepiej jeśli ich władca zostanie na stanowisku.
Poza tym termin przeprowadzenia wyborów ogłoszono po przyjęciu latem przez parlament federalny zaproponowanych przez rząd zmian w ordynacji wyborczej. Dzięki nim prezydent Miloszević dał sobie szansę na kolejną reelekcję. Nowe prawo wyborcze wprowadza po raz pierwszy bezpośrednie wybory prezydenckie i umożliwia Miloszeviciowi ubieganie się o kolejną kadencję. Jego obecny mandat wygasa w 2001 roku i zgodnie z obowiązującymi do tej pory przepisami nie jest odnawialny. Dotychczas prezydent był wybierany przez parlament federalny. Według nowej ordynacji, prezydent będzie wybierany przez wszystkich obywateli zwykłą większością głosów, niezależnie od frekwencji wyborczej.
Jeszcze w pażdzierniku 1998 roku a więc kilka miesięcy przed nalotami NATO wprowadzono restrykcyjną ustawę o informacji. Zgodnie z tym prawem media mogą być karane nawet za cytowanie opinii krytycznych wobec władz. Najbardziej spektakularne przykłady reżimowego ataku na media to przejęcie legendarnego, niezależnego radia B-92. Teraz nadaje ono swe programy między innymi za pośrednictwem Internetu: www.freeb92.net
O obecnej sytuacji radia B2-92 mówi jego wiceredaktor naczelny Sasa Mirkovic:
"Wielu ludzi czyta nasz serwis informacyjny w Internecie, poza tym wiele agencji informacyjnych, czasopism i innych nezależnych mediów przekazuje także nasze wiadomości. Nasz program jest transmitowany przez Intenrent na satelitę BBC a następnie ten sygnał jest przesyłany z powrotem do Serbii i Czarnogóry. 22 lokalne stacje radiowe powiązane z nami retransmitują nasz program informacyjny."
W maju reżim przejął kontrolowaną przez opozycyjny Serbski Ruch Odnowy telewizję STUDIO B. Wcześniej serbski wyniar sprawiedliwości nakazał telewizji Studio B, dziennikowi BLIC i tygodnikowi VREME zapłacenie łącznej kary 70 tysięcy dolarów za poinformowanie, że w mieście Pozarevac podwładni Marko Milosevica, syna prezydenta Jugosławii zaatakowali i ranili kilku przeciwników reżimu, należących do ruchu studenckiego OTPOR (www.otpor.com). Ostatecznie stacja studio B została oskarżona o prowadzenie działalności wywrotowej i nawoływanie do obalenia rządu. Wywołało to w maju tego roku masowe protesty. Na ulice Belgradu wyszło kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Doszło do zamieszek i starć z policją.
Latem jugosłowiański trybunał wojskowy w mieście Nisz skazał na siedem lat więzienia Miroslava Filipovicia, dziennikarza niezależnego belgradzkiego dziennika Danas. Zarzucono mu "szpiegostwo i rozpowszechnianie fałszywych informacji" Filipović pisał o zbrodniach armii jugosłowiańskiej w Kosowie. Ujawniał kulisy działalności serbskich służb specjalnych oraz informował o protestach rezerwistów po zakończeniu wojny w Kosowie.
Restrykcyjna ustawa o informacji doprowadziła do zniknięcia z kiosków wielu pism niezależnych. W sumie od dwóch lat zostało ukaranych 60 niezależnych tytułów prasowych, stacji radiowych i telewizyjnych. Nałożono grzywny przekraczające 2 miliony dolarów.
Od czasu do czasu w Belgradzie i innych miastach Jugosławii giną ludzie. Są zabijani ma ulicach lub znikają i nikt nie wie co się z nimi stało. Dziwnym zbiegiem okoliczności wiele z tych osób dobrze znało Slobodana Milosevica i jego żonę, bardzo wpływową Mirę Markovic. Na liście skrytobójczo zabitych ( lub porwanych) znajdują się ludzie, którzy kiedyś byli bardzo blisko reżimu, nawet go tworzyli, a póżniej stali się jego krytykami lub zaprzysięgłymi przeciwnikami. W prawie wszystkich przypadkach "nieznani sprawcy" mordów czy tajemniczych porwań nigdy nie zostali odnalezieni.
Tymczasem władze przyjęły restrykcyjne prawo o walce z terroryzmem. Przewiduje ono między innymi aresztowanie bez przedstawienia zarzutów i ograniczenie praw oskarżonego. Dopuszcza się też przetrzymywanie w areszcie do 60 dni i dokonywanie rewizji bez nakazu. "Partie opozycyjne nie mogą swobodnie działać poza swoimi biurami, nie mogą zbierać podpisów na ulicach, naklejać plakatów - mówi Sonja Papac aktywistka organizacji OTPOR. Wielu działaczy opozycyjnych był aresztowanych i bitych.
"W odróżnieniu od istniejących przepisów, nie tylko popełnienie przestępstwa, lecz także groźba dokonania czynów wymienionych w artykule pierwszym paragraf pierwszy tej ustawy będzie traktowana jako dokonanie aktu terroru" - czytamy tymczasem w preambule ustawy antyterrostycznej. Do czynów tych zalicza się porwanie, podpalenie, szantaż nuklearny, lecz także "inne niebezpieczne działania wywołujące u obywateli poczucie braku bezpieczeństwa i strach".
Zdaniem opozycji ustawa ta ma być instrumentem walki z przeciwnikami
prezydenta Slobodana Miloszevicia. Ustawa przewiduje od pięciu lat więzienia za "czyny zagrażające porządkowi konstytucyjnemu". Jest to częste sformułowanie używane jako zarzut przeciwko grupom opozycyjnym, zwłaszcza przeciwko działaczom studenckiego OTPORU (Opór). Obserwatorzy oceniają, że jeśli prawo zostało przyjęte w tej formie, to "stwarza ono nieformalny stan wyjątkowy w Serbii." Posłuchajmy innego działacza OTPORU Branko Ilica:
"Spędziłem ponad 20 godzin w areszcie, w małym ciemnym pokoju bez okien. Oni chcieli żebym zdradził swoich przyjaciół. Potem skazali mnie na 12 dni w więzieniu. Na szczęście moi przyjaciele zebrali pieniądze na odpowiednią kaucję."
Takie wezwanie słychać było w Serbii od wielu miesięcy. Już w styczniu tego roku bliskie było powstanie wspólnej platformy opozycyjnej, jednoznacznie skierowanej przeciwko Milosevicovi. Jednak ambicje poszczególnych liderów, wzajemne uprzedzenia i konflikty między ugrupowaniami sprawiały, że wydawało się, iż do zjednoczenia nigdy nie dojdzie. Jeszcze latem tuż po rozpisaniu przez władze wyborów na 24 września małe były nadzieje, że cokolwiek się zmieni.
A jednak stało się inaczej. Powstała Serbska Opozycja Demokratyczna (DOS) - sojusz grupujący 15 ugrupowań liberalnych, chadeckich i socjaldemokratycznych. Zjednoczona opozycja ma bardzo duże szanse na wygranie wyborów parlamentarnych i lokalnych z postkomunistyczną koalicją Slobodana Milosevica i jego żony Mirjany Markovic. Co najważniejsze DOS wystawił wspólnego kandydata na prezydenta Vojislava Kostunicę, który we wszystkich sondażach prowadzi z wyrażną przewagą nad Slobodanem Milosevicem. Opozycji nie udało się jednak pełne zjednoczenie. Osobno do wyborów pójdzie najpopularniejsza partia serbskiej opozycji Serbski Ruch Odnowy Vuka Draskovica. Kandydatem tej partii na prezydenta jest burmistrz Belgradu Vojislav Michajlovic. W wyborach wystartuje także na osobnych listach, dotychczas związana z reżimem Radykalna Partia Serbska, ultranacjonalisty Vojislava Seselja. Kandydatem radykałów jest Tomislav Nikolic.
Do tej pory praktycznie nieznany, pozostający w cieniu popularnych liderów opozycyjnych Vuka Draszkovica i Zorana Djindica, Vojislav Kostunica nagle stał się głównym rywalem Slobodana Milosevica w walce o fotel prezydenta Jugosławii.
Kostunica jest prawnikiem konstytucyjnym. W 1974 roku został zwolniony z wydziału prawa Uniwersytetu w Belgradzie za obronę profesora Mihajlo Djurica uwięzionego za krytykę rządu marszałka Tito. W 1989 roku rosnący w siłę Slobodan Milosevic próbował przyciągnąć na swoją stronę intelektualistów także tych wcześniej zwolnionych. Kostunica odmówił. Stał się jednym z filarów serbskiej opozycji. O Kostunicy opowiada Predrag Simic doradca polityczny Vuka Draskovica lidera Serbskiego Ruchu Odnowy:
"Kostunica jest jednym z założycieli partii demokratycznej, jest uważany za umiarkowanego nacjonalistę ale otwartego na Zachód. Nie był zaangażowany w prace władz lokalnych i być może dlatego uniknął udział w skandalach korupcyjnych i nie jest też oskarżany o żadne nadużycia. Ludzie opowiadają się za Kostunicą bo jest postrzegany jako ktoś z czystą biografią. Nie można go oskarżyć ani o zdradę narodową co reżim często robi w stosunku do działaczy opozycji ani o kolaborację z Milosevicem co jest bardzo ważne dla wielu przeciwników obecnej władzy" Obserwatorzy podkreślają umiarkowanie Kostunicy, jego wiarę w demokrację i jej zasady, a przede wszystkim to, że w przeciwieństwie do Djindica i Draszkovica nie jest skażony współpracą z obecnym reżimem.
"Kostunica jest w tym momencie dobrym wyborem - mówi Sonja Papac z OTPORU. On zawsze krytykował rząd ale nie boi się także skrytykować poczynań sił NATO i KFOR w Kosowie. Z jednej strony nie jest skrajnym nacjonalistą i dlatego akceptują go mniejszości narodowe, ale z drugiej strony ponieważ pochodzi ze starej serbskiej rodziny mogą go poprzeć także nacjonaliści. Co ważne, Kostunica nie boi się pójść między ludzi, rozmawiać z nimi,w czasie mityngów przedwyborczych wchodzi w tłum bez ochroniarzy, to bardzo ważne dla zwykłych ludzi" - podkreśla aktywistka OTPORU.
Kostunica zapowiedział, że jeśli zostanie prezydentem będzie chciał, żeby Jugosławia powróciła do Europy. Jednak postawienie Milosevica przed Trybunałem w Hadze nie będzie jego priorytetem. W czasie kampanii wyborczej kandydat DOS na jugosłowiańskiego prezydenta wyrażał się krytycznie na temat Trybunału do spraw zbrodni w byłej Jugosławii. Jego zdaniem jest to sąd polityczny, instrument mocarstwowej polityki Stanów Zjednoczonych a nie narzędzie prawa i sprawiedliwości.
Poglądy Kostunicy sprawiają, że reżim Milosevica czuje się trochę zakłopotany i nie może tak ostro oskarżać go o zdradę na rzecz NATO jak czyni to z innymi przedstawicielami opozycji. Kostunica bardzo ostro krytykuje politykę Zachodu wobec Jugosławii. Jego zdaniem Zachód pomógł pozostać Milosevicovi przy władzy, najpierw popierając go a póżniej karząc wszystkich Serbów atakami lotniczymi, które tylko umocniły jego pozycję.
Jeśli żaden z 4 kandydatów do fotela prezydenckiego nie uzyska więcej niż 50% głosów dojdzie do drugiej tury wyborów 8 pażdziernika. Kostunica nie jest przekonany, że Milosevic odda władzę pokojowo. Powiedział w wywiadzie dla International Herald Trubune, że można się spodziewać dużego fałszerstwa wyborczego. Wszystko zależy od frekwencji. "Naszym największym zadaniem jest przekonać ludzi, żeby poszli głosować. Oni myślą fatalistycznie, że bez względu na ich głosy i tak Milosevic wygra" - mówi Kostunica.
Bardzo ważną rolę w mobililizacji społeczeństwa, w przekonaniu ludzi żeby poszli głosować odgrywa OTPOR (OPÓR). Organizacja ta powstała dwa lata temu jako ruch studencki. Póżniej przekształciła się się w narodowy ruch społeczny i stała się jednym z najgłośniejszych przeciwników Milosevica a w tej chwili jest uznawana przez niektórych za najważniejszą siłę opozycji wobec reżimu. Ma 50 tysięcy zarejestrowanych członków. Ruch nie ma kierownictwa ani zorganizowanych struktur. Przez władze jest uważany za nielegalny. Przedstawiciele reżimu wiele razy określali OTPOR mianem organizacji terrorystycznej i faszystowskiej. Z Belgradu mówi Branko Ilic aktywista OTPORU:
"Nikt jeszcze nie atakował Milosevica w taki sposób jak my to robimy. On ma z nami kłopoty. Nie jesteśmy partią polityczną, nia mamy liderów, nie organizujemy obrad komitetu centralnego czy zarządu. Prawie codziennie organizujemy jakieś prowokacyjne akcje przeciwko reżimowi a Milosevic nie wie co z tym zrobić. On wie, że jako polityk jest skończony. W ostatnim miesiący prowadzimy kampanię pod hasłem " JUŻ PO NIM" Jesteśmy pewni, że doprowadzi to do ponad czteromilionowej frekwencji w nadchodzących wyborach. Od września 1998 roku władze aresztowały lub zatrzymały około 3000 tysięcy działaczy OTPORU, którzy w sumie spędzili w więzieniu ponad 45 tysięcy godzin"
Aktywiści OTPORU są często zatrzymywani przez policję ale ta nie może ich oskarżyć bo nie ma o co. W maju OTPOR zorganizował protesty na Uniwersytecie w Belgradzie. Protestowano przeciwko biciu studentów i nagonce na media. Ruch organizuje pokojowe happeningi, akcje ulotkowe a przede wszystkim namawia ludzi do udziału w wyborach. Razem z innymi organizacjami opozycyjnymi bierze udział w specjalnych koncertach rockowych w wielu miastach całej Serbii, w czasie których mobilizuje się elektorat do oddania głosu. Brak biurokratycznej struktury i politycznego przywództwa powoduje, że władze nie mogą sobie poradzić z OTPOREM. Co więcej nie wiedzą jaką stretegię mają przeciwko niemu zastosować. O roli Otporu mówi Sasa Mirkovic z radia B-92:
"OTPOR odgrywa bardzo ważną rolę, to są młodzi ludzie, którzy mobilizują
społeczeństwo do udziału w wyborach. To ich najważniejsze zadanie bo frekwencja w głosowaniu będzie bardzo istotna. Działacze OTPORU pokazali starszym ludziom, że nie ma się czego bać, nawet jeśli atakuje cię policja i polityczni przeciwnicy. OTPOR cieszy się dużą popularnością a reżim bardzo się obawia się jego wpływu i oskarża jego aktywistów o to, że są zdrajcami i eksponentami Zachodu." OTPOR został stworzony przez generację dwudziestolatków, młodych aktywnych ludzi, którzy kwestionują nie tylko działania reżimu, krytykują także bardzo ostro wieloletnie poczynania serbskiej opozycji. Posłuchajmy raz jeszcze Branko Ilica:
"Liderzy opozycji są politykami ery Milosevica i jeśli trzeba będziemy także walczyć przeciwko nim. Dlaczego? Oni po prostu są także odpowiedzialni za to co Milosevic zrobił Serbom. W ciągu dziesięciu lat nie zjednoczyli się i nie obalili go. Wiemy, że nie są dobrymi politykami ale są lepsi niż Milosevic. Ale jeśli zaczną rządzić w podobny sposób wystąpimy także przeciwko nim"
"Już po nim. On jest skończony" takie jest hasło ruchu OTPOR, młodych ludzi przekonanych, że czas Milosevica minął. Zdaniem Sonji Papac represje są coraz większe ale to oznacza że reżim panikuje, boi się, nie wie jak zastopować ludzi i jak ich uciszyć. "Atmosfera zmian jest w powietrzu i ludzie są coraz większymi optymistami. Jeśli Milosevic sfałszuje wybory gniew ludzi będzie bardzo duży i wszystko nie skończy się pokojowo" - dodaje Papac. Tego samego zdania jest Sasa Markovic wiceszef radia B92.
"Już gorzej być nie może. Mogą nas tylko zabić. Wiele razy atakowali nasz radio, zamordowali naszego kolegę. Ludzie znikają w tajembiczy sposób tak jak były prezydent Serbii Ivan Stambolić. Ten kraj coraz bardziej wygląda jak
kiedyś Ameryka Łacińska. Rząd może zwiększyć represje ale to może wywołać
sytuację, w której zgodnie z zasadą dominą cały system rozpadnie się bo terror nie może trwać wiecznie." Predrag Simic, doradca Vuka Draskovica spodziewa się, że dojdzie do drugiej tury wyborów:
"Milosevic może wygrać tylko w pierwszej turze wyborów a więc musi mieć więcej niż 50% głosów. Ostatnie sondaże przeprowadzane przez reżim a te uważam, za bardziej wiarygodne, pokazują, że Milosevic może mieć nie więcej niż 2 - 2,1 miliona głosów. A to nie oznacza zwykłej większości, jeśli do wyborów pójdzie przynajmniej 4,5 miliona ludzi. Dlatego uważam, że będziemy mieć drugą turę." Wielu obserwatorów sytuacji w Jugosławii przed wrześniowymi wyborami powszechnymi uważa, że są one tylko preludium do bardziej radykalnych wydarzeń. Mówi się, że jeśli Milosevic wygra przy pomocy oszustwa Czarnogóra wyjdzie z federacji a Kosowo będzie bardzo szybko zmierzać do niepodległości. Społeczność międzynarodowa odnosząca się z rezerwą do zaplanowanych wyborów z pewnością nie uzna ich wyników a ONZ pozbawi FRJ członkostwa w organizacji. To doprowadzi Serbię do katastrofy jaką może być wojna domowa.
Oczywiście Serbia może także istnieć rządzona przez Milosevica jeszcze bardzo długo. Możemy mieć tutaj do czynienia z wariantem kubańskim, z pomocą ekonomiczną tradycyjnie, mimo wszystko, sprzyjącej Serbii Rosji. Zakładając bowiem wariant pokojowy, jeśli opozycja wygra wybory a np. Kostunica zostanie prezydentem Jugosławii Slobodan Milosevic nie odda władzy tak łatwo. Rządzi przecież Serbią, wojskiem, policją, tajną policją. Poza tym zgodnie z Serbską konstytucją Parlament Serbski może odmówić uznania praw federalnych na swoim terytorium.
Jest jeszce możliwy inny wariant wydarzeń. Czarnogóra i Kosowo - niezależnie od tego, ile osób by w nich głosowało - obsadzą prawie jedną czwartą miejsc w jugosłowiańskim parlamencie. Jeżeli miejsca te przypadną lewicy popierającej Miloszevicia, może ona nadal posiadać większość parlamentarną. Wówczas rola przyszłego prezydenta Jugosławii byłaby niemal żadna, gdyż jego przewidziane konstytucją uprawnienia są niemal czysto reprezentacyjne.
Robert Kalinowski RMF