Mamy skutki nadgorliwości w podejmowaniu decyzji politycznych wiele lat temu - powiedział b. szef MSZ, marszałek Sejmu Radosław Sikorski pytany o odrzucenie przez Trybunał w Strasburgu odwołania rządu od wyroku uznającego, że Polska naruszyła konwencję praw człowieka ws. więzień CIA.
Sikorski zaznaczył, że jeśli chodzi o badanie sprawy więzień CIA przez wymiar sprawiedliwości, to "Polska jest jedynym krajem, w którym w tej sprawie toczy się śledztwo". To uświadamia nam, że sprawy tajne powinny pozostawać tajnymi - dodał marszałek. Zaznaczył, że "przeciek w tej sprawie nie miał miejsca w Polsce".
W latach 2002-2003, gdy według informacji medialnych miało być w Polsce więzienie CIA, prezydentem był Aleksander Kwaśniewski, a premierem Leszek Miller.
To były inne czasy i inna sytuacja polityczna - stwierdził Sikorski. W jego opinii ówczesne polskie władze "działały w stanie wyższej konieczności, ale nadgorliwie".
W grudniu 2014 r. po opublikowaniu raportu Senatu USA nt. więzień CIA, Kwaśniewski mówił, że po atakach z 11 września 2001 r. polskie władze podjęły decyzje "wyrażające zgodę na poszukiwanie form pogłębionej współpracy zgodnie z polskim prawem" ze stroną amerykańską.
Strona amerykańska - jak mówił wówczas Kwaśniewski - zwróciła się "do strony polskiej o znalezienie spokojnego miejsca, w którym mogłaby prowadzić działania, które umożliwiłyby skuteczne zyskanie informacji ze strony osób, które deklarowały gotowość współpracy ze stroną amerykańską". B. prezydent przyznał, że "pojawiały się obawy co do tego, że placówka, w której są Amerykanie, działa na zasadzie wyłączności" i może być kłopot z uczciwym informowaniem o tym, co się tam dzieje.
Kwaśniewski odmówił jednak potwierdzenia, że obiekt CIA na terenie Polski był tajnym więzieniem amerykańskiej służby; zapewnił, że nie wiedział, co dzieje się na terenie zamkniętej placówki CIA. Podkreślił, że potępia tortury i przekroczenie prawa. Jak zauważył, nie było takiego działania po polskiej stronie. Stwierdził też, że Polska porozumiała się z USA - państwem prawa, miała więc prawo wierzyć, że wszystko będzie się odbywało zgodnie z prawem.
W lipcu ub.r. ETPC uwzględnił skargi na Polskę, złożone przez Palestyńczyka Abu Zubajdę i Saudyjczyka Abd al-Rahima al-Nashiriego. Obaj twierdzą, że w latach 2002-2003 zostali - za przyzwoleniem polskich władz - osadzeni przez CIA w tajnym więzieniu w Polsce, gdzie CIA ich torturowała. Polska wnosiła o odrzucenie skarg, co uzasadniała m.in. faktem, że wciąż toczy się polskie śledztwo w sprawie, a zajmując wcześniej stanowisko, rząd mógłby wpłynąć na niezależną prokuraturę.
Rząd w październiku ub.r. odwołał się od wyroku Trybunału. Polska wniosła, by Wielka Izba rozpatrzyła odwołanie od wyroku z lipca ub.r. We wtorek ogłoszono jednak, że Trybunał w Strasburgu odrzucił odwołanie rządu. ETPC nie uzasadnia decyzji o odrzuceniu odwołań. Ministerstwo Spraw Zagranicznych zapowiedziało wykonanie wyroku.
ETPC stwierdził siedem naruszeń przez Polskę konwencji praw człowieka. Uznano, że Polska naruszyła m.in. zakaz tortur i nieludzkiego traktowania, gdyż miała obowiązek upewnić się, czy osoby pozostające pod jej jurysdykcją nie są poddane torturom. Zarazem podkreślono, że tortury skarżących w ośrodku wywiadu w Starych Kiejkutach były "wyłączną odpowiedzialnością" CIA. ETPC uznał też, że Polska nie wywiązała się z obowiązku współpracy z nim, a polskie śledztwo jest nieefektywne. Oddalono skargę tylko co do naruszenia zasady wolności wypowiedzi. Skarżącym przyznano po 100 tys. euro zadośćuczynienia (plus 30 tys. euro Abu Zubajdzie). Trybunał uznał za "wystarczająco przekonujące" twierdzenia skarżących o uwięzieniu i torturowaniu m.in. dlatego, że polski rząd temu nie zaprzeczył.
(j.)