"Uchwalenie dobrego prawa w takim tempie jest niemożliwe. To praca jak za pierwszego sekretarza KC". Tak o sejmowych pracach nad ustawą o zaopatrzeniu w wodę mówili samorządowcy i opozycja. Ustawa zakłada, że gminy nie będą już same ustalać cen wody - taryfy będzie zatwierdzać rządowy regulator. Pracę nad projektem zaczęto wczoraj, a już dzisiaj został przegłosowany.

Tak szaleńcze tempo prac rządzący narzucili po to, by zdążyć z ustawą o zaopatrzeniu w wodę, zanim zacznie obowiązywać uchwalone w lipcu nowe Prawo wodne.

Rząd przekonywał, że konieczna jest teraz kontrola nad gminami, by nie wykorzystały sytuacji do podnoszenia cen za wodę.

Rząd obawia się, że pod pretekstem Prawa wodnego... tam, gdzie akurat stawki nie ulegną zmianie, ale będzie to dobry pretekst, żeby zwiększyć ceny wody - mówił wiceminister środowiska Mariusz Gajda.

Tyle że według samorządowców i opozycji nowe Prawo wodne wymusza podwyżki, bo wprowadza dodatkowe opłaty - a rząd teraz tą nową, przeforsowaną w błyskawicznym tempie ustawą chce podwyżkom zapobiec - i dlatego chce ręcznie sterować cenami wody w gminach.

Pani premier trochę przypomina pierwszego sekretarza, który mówi: "Ceny nie wzrosną i nieważne, jaka jest ekonomia, i nieważne, że podnieśliśmy wam podatki i opłaty. Jak wam mówię, że ceny nie wzrosną, to po prostu nie wzrosną" - ironizował szef komisji środowiska Stanisław Gawłowski z PO.

O tempie prac w Sejmie powiedział krótko: żart.

Samorządowcy zaś skarżyli się, że wszystkie ich poprawki zostały hurtem odrzucone, mimo że ustawa nie była z nimi wcześniej konsultowana.

Ustawa wejdzie w życie już dzień po opublikowaniu, bo rząd nie chciał nawet żadnego vacatio legis. Chodzi bowiem o to - jak grzmiała opozycja -  by ręcznie sterować cenami wody w gminach, by rząd mógł zablokować podwyżki, które sam wygenerował w lipcu nowym Prawem wodnym.

Dlatego teraz chcecie przejąć nawet krany - mówiła posłanka Gabriela Lenartowicz z PO - Już trzeba było na kolanie wymyślić, jak nad tymi przedsiębiorstwami mieć kontrolę, żeby jednocześnie państwo ściągnęło haracz, a do ceny dopłaciły samorządy pozbawiając ich jednocześnie władzy nad tym.

To prawo to właśnie obrona mieszkańców przed nadmiernymi kosztami za wodę. Przekonywał wiceminister środowiska Mariusz Gajda: To jest bezpiecznik przed tym, żeby rzeczywiście ceny wody w Polsce nie wzrosły i ta ustawa musi wejść w życie.

Tyle że jak mówią samorządowcy, rząd dobrodusznie ustali teraz taryfę za wodę. A koszty nowego Prawa wodnego pozostaną po stronie gmin i trzeba będzie dopłacać do wodociągów kosztem szkół, dróg, remontów

(e)