Sanok budzi się po nieprzespanej nocy. Po godzinie 1:00 policjanci szturmem wdarli się do mieszkania 33-latka, który przez kilkanaście godzin był w nim zabarykadowany. W środku odnaleziono dwa ciała: mężczyzny i 17-letniej dziewczyny, którzy prawdopodobnie popełnili samobójstwo.
W Sanoku przy ulicy Cegielnianej 14 nadal są tu policjanci i taśmy odgradzające ludzi od bloku, w którym zabarykadował się przestępca. Wokół budynku krążą technicy zabezpieczający ślady.
Podobnie jest w mieszkaniu, w którym biegli i prokuratorzy próbują odtworzyć ostatnie godziny życia 33-latka i 17-letniej dziewczyny. Oględziny mieszkania potrwaja jeszcze kilka godzin. Jak powiedział rzecznik podkarpackiej policji komisarz Paweł Międlar, oględziny, pod nadzorem prokuratora, przeprowadzają policjanci z laboratorium kryminalistyki Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie, eksperci z zakresu medycyny sądowej i broni palnej. Na to, aby uzyskać pełny obraz tych zdarzeń potrzebujemy kilka, może kilkanaście dni - zaznaczył rzecznik.
Ciała dwojga osób nadal są w mieszkaniu. Ich śmierć to olbrzymi szok dla sąsiadów. Szkoda, ale z drugiej strony dziękować bogu, że żaden policjant nie zginął, że nikt postronny z sąsiadów nie zginął, nikt z tych ludzi tu mieszkających nie zginął, że się dzieciom w szkole nic nie stało - usłyszał nasz reporter od mieszkanki osiedla Wójtostwo.
Wielu mieszkańców osiedla nie spało całą noc. Bali się o życie swoje i swoich dzieci. Ze strachu nie podchodzili nawet do okien.
Po akcji w Sanoku mnożą się pytania. Na przykład dlaczego policja tak długo zwlekała z wejściem do mieszkania, w którym przez kilkanaście godzin zabarykadowany był podejrzany o zabójstwo 33-letni mężczyzna i jego 17-letnia towarzyszka. Rzecznik podkarpackiej policji twierdzi, że priorytetem było bezpieczeństwo mieszkańców. Liczyliśmy również na polubowne rozwiązanie tej sytuacji. Chcieliśmy, aby mężczyzna i kobieta oddali się dobrowolnie w nasze ręce - powiedział rzecznik.
Nie wiemy, o której nastąpił zgon mężczyzny i dziewczyny. Czy było to już kilka godzin przed szturmem, o czym może świadczyć fakt, że negocjatorom nie udało się nawiązać z nimi kontaktu, czy może w trakcie akcji antyterrorystów. Policja nie chce zdradzić też, jak zginęli: czy z powodu przedawkowania leków lub narkotyków, czy też może od strzału w głowę. Mogło tam ma dojść do podwójnego samobójstwa, ale nie wykluczamy, że sekwencja tych zdarzeń była inna - powiedział Paweł Międlar.
Rzecznik podkarpackiej policji nie zdradza także, czy z broni znalezionej w mieszkaniu zamordowano dwa dni temu 29-letniego mężczyznę w Międzybrodziu pod Sanokiem.
Ciała 33-letniego bandyty i jego 17-letniej dziewczyny, którzy zabarykadowali się w bloku przy ul. Cegielnianej 14 w Sanoku, znaleźli antyterroryści po szturmie, przypuszczonym na mieszkanie. To prawdopodobnie samobójstwo - poinformował rzecznik podkarpackiej policji Paweł Międlar.
Decyzja o szturmie zapadła przed godziną 1:00. Wejście policyjnych antyterrorystów poprzedzone było wezwaniami do otwarcia drzwi, do poddania się. Mimo wielokrotnych wezwań przez megafon ani mężczyzna, ani kobieta nie zareagowali.
Policjanci wyważyli drzwi. W mieszkaniu znaleźli ciała obojga. Była tam również broń - pistolet i długa broń myśliwska.
Policja interesowała się 33-latkiem w związku z zabójstwem, do którego doszło w środę w Międzybrodziu niedaleko Sanoka. W czwartek przed południem przed blok przy ul. Cegielnianej 14 podjechali funkcjonariusze z wydziału kryminalnego. Nie mieli jednak zadania zatrzymania mężczyzny - mieli jedynie zrobić rozpoznanie, bo z Rzeszowa jechała już brygada antyterrorystów. Podejrzewano bowiem, że mężczyzna może być uzbrojony.
Kiedy policjanci pojawili się przed blokiem, napastnik zaczął strzelać do nich z broni krótkiej z okna na trzecim piętrze i zabarykadował się w mieszkaniu. Wraz z nim - dobrowolnie - przebywała tam jego 17-letnia dziewczyna.