10 tysięcy złotych i przeprosin od właścicieli jednej z sopockich restauracji żąda młoda matka, która piersią chciała nakarmić swoje dziecko w jednej z sopockich restauracji. Kelner poprosił kobietę o zmianę miejsca. O zwrócenie uwagi młodej matce pracowników restauracji mieli prosić inni klienci. Dziś przed sądem w Gdańsku ruszył proces w tej sprawie.

10 tysięcy złotych i przeprosin od właścicieli jednej z sopockich restauracji żąda młoda matka, która piersią chciała nakarmić swoje dziecko w jednej z sopockich restauracji. Kelner poprosił kobietę o zmianę miejsca. O zwrócenie uwagi młodej matce pracowników restauracji mieli prosić inni klienci. Dziś przed sądem w Gdańsku ruszył proces w tej sprawie.
zdjęcie ilustracyjne /Marcin Bielecki /PAP

Kobieta oraz pomagająca jej organizacja żądają przed sądem 10 tys. złotych. Ma to być odszkodowanie za cierpienia moralne i psychiczne. Do tego kobieta domaga się opublikowania przeprosin na łamach trójmiejskiej prasy. Chce także, by sąd zapytał Trybunał  Sprawiedliwości Unii Europejskiej o interpretacje przepisów. Chodzi o określenie, czy karmienie piersią w restauracji jest dozwolone czy też nie.

W 2014 roku młoda matka z półrocznym dzieckiem, mężem i siostrą była w restauracji. Jak relacjonuje, w trakcie posiłku, dziecko - z głodu - rozpłakało się. Gdy chciała je nakarmić miał podejść do niej kelner i zwrócić uwagę. Mężczyzna miał poprosić o przejście do toalety, bo kierownictwo restauracji miało nie życzyć sobie karmienia piersią na sali.

Ja dopiero zaczęłam rozpinać bluzkę. Miałam koszulę po szyję zapiętą. Nawet nie dano mi szansy, nie pozwolono, żebym zaczęła, żeby pokazać, jak ja to zrobię. Kelner powiedział, żebym przeszła do toalety. A ja na to nie przystałam. Więc zaprosił mnie na krzesło obok toalety. Dla mnie nie było takiej możliwości. Nie będę karmiła swojego dziecka, nigdy, przenigdy, w toalecie czy w pobliżu toalety. Z racji, że córka płakała, była głodna, musieliśmy opuścić restaurację - mówiła dziś w sądzie pani Liwia.

Zupełnie inaczej sprawę widzi właściciel restauracji. Jak mówi to on stał się ofiarą. Czuje się skrzywdzony samym pozwem. Zapewnia, że wersja pani Liwii nie ma pokrycia w faktach, a jego restauracja jest otwarta na wszystkich. Jak relacjonuje restaurator, tamtego dnia pani Liwia zaczęła karmić dziecko piersią na niewielkiej sali restauracyjnej. Kelner miał nie zwracać żadnej uwagi dopóty dopóki nie poprosili go o to goście siedzący przy sąsiednim stoliku.

To nie była żadna sugestia restauracji czy kelnera. To była prośba gości. Pani Liwia poczuła się urażona przekazaną informacją. Kelner nie wysyłał jej do toalety. Jako alternatywę dla karmienia przy stole pokazał krzesło, które nie stoi przy toalecie, tylko stoi przy oknie. Proponował jej krzesło, które stało półtora metra od stolika. Kelner nic jej nie kazał. Nic jej nie robił. Potem państwo zjedli swój posiłek do końca, chociaż twierdzą inaczej i opuścili restaurację - mówi pan Jarosław, właściciel jednej z sopockich restauracji.

Dziś przed sądem przesłuchano między innymi panią Liwię i jej siostrę. Dopiero na kolejnej rozprawie na pytania odpowiadać ma kelner. Sąd będzie musiał ustalić fakty. Wygląda na to, że cała sprawa to typowa sytuacja "słowo przeciwko słowu."

Sprawa ma podwójny wydźwięk. Rzeczywiście słowo jest przeciwko słowu, natomiast reguły postępowania w sprawach o dyskryminację pomagają osobom dyskryminowanym. To strona pozwana musi udowodnić, że tego typu działania nie było lub było one usprawiedliwione innymi czynnikami. Z drugiej strony postępowania ma duży wymiar społeczny. Dotyka obecności kobiet w przestrzeni publicznej i możliwości wykonywania podstawowych czynności macierzyńskich, jak karmienie piersią przez matki w Polsce - mówi Krzysztof Śmiszek, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego, które wspólnie z panią Liwią walczy o odszkodowanie.

Przed procesem obie strony próbowały mediacji. Nie przyniosła ona jednak skutku.

Następna rozprawa została wyznaczona na 9 listopada.

Zapraszamy do dyskusji w komentarzach!

APA