Gdańska prokuratura postawiła dwóm osobom zarzuty rozwieszenia faszystowskich plakatów na trzech gdańskich wegańskich barach. Zarzucono im także stosowanie bezprawnych gróźb, propagowanie ustroju faszystowskiego i nawoływanie do nienawiści.
O postawieniu zarzutów w tej sprawie poinformowała w czwartek Grażyna Wawryniuk, rzecznik prasowa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Wyjaśniła, że podejrzani to 20-letnia kobieta i 22-letni mężczyzna. Obydwojgu zarzucono, że "wspólnie i w porozumieniu stosowali groźby bezprawne uszkodzenia ciała i pozbawienia życia wobec grupy osób z powodu przynależności narodowej, rasowej, etnicznej i politycznej, propagowania ustroju faszystowskiego oraz nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych i rasowych". Za takie czyny grozi do 5 lat więzienia.
Rzecznik poinformowała, że prokuratura uznała, iż obydwoje działali w sposób chuligański - publicznie i bez powodu, okazując rażące lekceważenie porządku prawnego.
Wawryniuk wyjaśniła, że kobiecie został przedstawiony dodatkowy zarzut - posiadania, w celu rozpowszechniania, materiałów zawierających treści propagujące ustrój faszystowski i nawołujących do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych i rasowych. Za popełnienie takiego przestępstwa grozi do dwóch lat więzienia.
Jak powiedziała rzecznik, podejrzani nie przyznali się do popełnienia zarzuconych im czynów. Odmówili złożenia wyjaśnień. Prokuratura skierowała do sądu wniosek o ich tymczasowe aresztowanie. Sąd odrzucił wniosek.
Sprawa dotyczy incydentu, do którego doszło w nocy z 15 na 16 marca w Gdańsku. Na witrynach i elewacjach trzech wegańskich barów pojawiły się plakaty i graffiti. Na plakatach, które naklejono na szybach barów, znajdowały się m.in. wulgarne groźby i napisy "White power" i "Nigdy dosyć rasizmu i faszyzmu w Trójmieście". Z kolei graffiti przedstawiały nazistowskie symbole.
Sprawą zajęła się miejscowa policja. 20 marca funkcjonariusze zatrzymali trzy osoby, kobietę oraz dwóch mężczyzn. Jeden z mężczyzn został zwolniony po przesłuchaniu w charakterze świadka.
Incydent spotkał się z protestem władz Gdańska. Prezydent tego miasta Aleksandra Dulkiewicz zadeklarowała, że zrobi "wszystko, co w jej mocy, by sprawcy tego ataku zostali ukarani". "W naszym mieście nie ma zgody na mowę nienawiści i akty agresji" - napisała Dulkiewicz w oświadczeniu rozesłanym mediom, apelując do mieszkanek i mieszkańców Gdańska: "Przeciwstawiajcie się stanowczo nienawiści, która ma miejsce w Waszym otoczeniu. Nie pozwalajcie na hejt i przemoc. Musimy razem stawić opór przemocy w życiu społecznym".