Rosja obchodzi 10. rocznicę wydarzeń październikowych. 4 października 1993 r. czołgi ostrzelały "biały dom" w centrum Moskwy, wówczas siedzibę Rady Najwyższej, ówczesnego parlamentu. Rozkaz do ataku wydał prezydent Borys Jelcyn.

Do dzisiaj tamte wydarzenia ocenia się niejednoznacznie, mówi się: przewrót, pucz. Uważa się też, że 4 października zakończyła się "demokratyczna rewolucja", której trwała od rozpadu Związku Radzieckiego w 1991 r. Wydaje się, że Jelcyn, wysyłając pod „biały dom” czołgi, ktore kilkoma salwami rozgoniły zbuntowaną Radę Najwyższa zapobiegł krwawej wojnie domowej.

Sytuacja była bowiem bardzo skomplikowana. Władza w Rosji w 1993 r. przypominała rosyjski herb, dwugłowego orla. Z jednej strony parlament, z drugiej, prezydent Borys Jelcyn. Rosyjska konstytucja, przerobiona naprędce z radzieckiej ustawy zasadniczej, dość niejasno ustalała kompetencje obu organów.

Państwo było równocześnie republiką prezydencką i parlamentarną.

Pod koniec września 1993 r. doszło do przełomu. Jelcyn ogłosił dekret, który dawał mu większość władzy w Rosji. W odwecie szefowie Rady Najwyższej zaczęli gromadzić uzbrojone bojówki, które 3 października ruszyły do szturmu na siedzibę telewizji w Ostankino. Liderzy parlamentu chcieli wezwać naród na barykady.

W walce z oddziałami wiernymi Jelcynowi pod telewizją zginęły dziesiątki ludzi. Następnego dnia kilka czołgów tak przestraszyło "biały dom", że jego obrońcy natychmiast się poddali. Wkrótce uchwalono nową konstytucje, według której prezydent jest potężny niczym car. Można dyskutować, czy to idealny model państwa, ale odtąd walka o władzę nie toczy się na ulicach i bez użycia broni pancernej.

13:45