Kilkudziesięciu rolników z Podlasia noc spędzi przed Urzędem Marszałkowskim w Białymstoku. Protestujący domagają się reakcji samorządu na ich problemy z dzikami. Niektórzy przez straty w uprawach stracić mogą nawet całe gospodarstwa.
Rolnicy przywieźli pod urząd symbolicznego dzika - atrapę, strzelano z armatki hukowej. "Myśliwy nie strzela do dzika tylko zastrasza rolnika", "Rolnik orze - dzik pomoże" - m.in. takie hasła widnieją na transparentach, które umieszczono na przyczepie, na której znajduje się też atrapa dzika.
Przewodniczący zgromadzenia protestujących Marcin Szarejko powiedział, że rolnikom chodzi o powołanie niezależnych komisji, które oszacują skalę szkód na polach, które spowodowały dziki. "To jest główny dziś postulat" - mówił Szarejko. Inny z organizatorów protestu Paweł Rogucki dodał, że jeśli komisje nie zostaną powołane, protest pod urzędem będzie się poszerzał. Protestujący mają bowiem zgodę na zgromadzenie na 7 dni. Tłumaczył, że rolnicy nie przyszli pod urząd, by - jak to określił - "wyłudzać pieniądze", ale walczyć o realne odszkodowania za uprawy, które niszczą dziki.
Do protestujących przyszli przedstawiciele zarządu województwa podlaskiego i wojewody podlaskiego, wojewódzkiego inspektoratu weterynarii. Członek zarządu województwa Jerzy Leszczyński powiedział, że nie ma podstaw prawnych do powołania przez marszałka komisji, o których mówią rolnicy. Zaznaczył, że zespół lub komisję raczej powinien powołać wojewoda. Dodał jednak, że samorząd od dawna wspiera rolników i bieżące postulaty również wesprze - jeśli zespół powoła wojewoda. Leszczyński powiedział, że będą rozmowy marszałka z wojewodą na temat tych komisji i jeszcze nie wiadomo, czy zespół powstanie, czy nie.
Leszczyński powtórzył, że najważniejsza dla rozwiązania problemu upraw niszczonych przez dziki i rolniczych strat jest oczekiwana zmiana ustawy o prawie łowieckim. Zakłada ona m.in. powstanie funduszu na wypłaty odszkodowań za uprawy niszczone przez zwierzęta łowne. Teraz szkody szacują koła łowieckie, które zdaniem rolników zaniżają wartość strat, nie mają też pieniędzy na odszkodowania. Dlatego rolnicy chcą niezależnych komisji szacujących szkody.
Rano w piątek, w związku z protestem rolników, ma zebrać się zarząd województwa podlaskiego.
Podlaskie jest jedynym, jak dotychczas, regionem w Polsce, gdzie występuje wirus ASF - afrykańskiego pomoru świń. Chorobę potwierdzono dotąd u ponad 110 dzików, były też trzy ogniska tej choroby u trzody chlewnej.
Dzików jest dużo, bo w związku z ASF czasowo nie można było na nie polować. Są prowadzone odstrzały, ale nie wiadomo dokładnie, ile dzików zostało odstrzelonych. Polski Związek Łowiecki nie przedstawił dotychczas takich danych. Dodatkowy odstrzał odbywa się również za pieniądze samorządu województwa, który przeznaczył na ten cel 200 tys. zł. Do końca czerwca za te pieniądze ma być odstrzelonych 500 dzików.
W 2014 r. po protestach rolników, powstały komisje przy Podlaskim Ośrodku Doradztwa Rolniczego, które oceniły realną skalę szkód na polach zniszczonych przez dziki, ale tylko w związku z ASF. Oceniono je na 6,1 mln zł - taką sumę przyznał rolnikom rząd. Pieniądze trafiły do nich za pośrednictwem Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
W związku z ASF w Podlaskiem rolnicy hodujący świnie muszą wprowadzić w gospodarstwach odpowiednie zabezpieczenia, by chronić je przed rozprzestrzenianiem się tego wirusa. Ponad 270 podlaskich rolników zadeklarowało, że nie wprowadzi programu bioasekuracji, co w praktyce oznacza rezygnację z hodowli świń. Wykupionych od tych rolników ma być ponad 5,8 tys. sztuk świń. Zwierzęta będą ubite, hodowca dostanie za nie odszkodowanie. Trwa szacowanie wartości tych świń. Rolnicy nie będą mogli wznowić hodowli trzody do końca 2018 r. Z ARiMR będzie im również przysługiwać rekompensata.
(mpw)