Tuż przed Nowym Rokiem w Uścimowie na Lubelszczyźnie wykryto ognisko ptasiej grypy. W trzech sąsiednich fermach padło 40 tysięcy sztuk indyka. W okolicy wprowadzono nadzwyczajne środki bezpieczeństwa. Na miejscu wykryto kolejne ognisko choroby.
Wirus jest wyjątkowo zjadliwy. W okolicy ferm, gdzie wykryto ogniska choroby, wprowadzono nadzwyczajne środki bezpieczeństwa.
W promieniu trzech kilometrów wokół Uścimowa ustawiono tablice z napisem "grypa ptaków - strefa zapowietrzona". Na drogach ustawione są specjalne maty dezynfekujące, które mają zapobiec przenoszeniu się wirusa.
Do gospodarstw, w których stwierdzono ognisko choroby i tych najbliżej położonych, nie można dojechać. Przez całą dobę ustawione są patrole policji, które nie wpuszczają osób postronnych - taka jest procedura. Chodzi o to, żeby jak najbardziej zminimalizować ryzyko przeniesienia wirusa w inne miejsca.
W Uścimowie wykryto czwarte ognisko choroby. Tuż obok fermy indyków wykryto ptasią grypę w kurniku perliczek, gdzie znajduje się 13 tysięcy sztuk drobiu. Wiadomo, że również w stadzie perlic bliskiej odległości stwierdzono wirusa ptasiej grypy - mówi w rozmowie z RMF FM Paweł Piotrowski, wojewódzki lekarz weterynarii.
Na miejsce przyjechało już wojsko, które pomaga w utylizacji chorego drobiu. Jeżeli chodzi o Stary Uścimów, lekko ponad 100 tysięcy drobiu, z czego już 40 tysięcy nie ma. Po prostu padły. W dalszym ciągu dzisiaj usuwamy jeszcze padły dróg, który padł samoistnie, bez naszej interwencji - mówi lekarz.
Dodatkowo służby weterynaryjne podjęły decyzję o wybiciu drobiu w fermach bezpośrednio sąsiadujących z kurnikami, w których stwierdzono ptasią grypę.
Wiadomo, że wirus jest wyjątkowo zjadliwy, ptaki szybko padają, a te fermy położone są po sąsiedzku, więc ryzyko zarażenia jest praktycznie stuprocentowe. Istnieje również ryzyko przeniesienia wirusa dalej przez dzikie zwierzęta.
Przy takiej chorobie nie ma innego wyjścia, tylko i wyłącznie radykalne działania. W innym przypadku będziemy mieli cały czas kolejne wybuchające ogniska i będzie sprawa się ciągnęła w nieskończoność - mówi Piotrowski.
Straty hodowców są ogromne. Wojewoda lubelski Lech Sprawka zapowiedział, że dostaną oni odszkodowania tak szybko, jak to tylko możliwe - nie tylko za padłe i wybite zwierzęta, ale też za paszę i sprzęt, który trzeba będzie zutylizować.
Oczyszczanie farm ma potrwać co najmniej kilka dni. Prowadzą je służby weterynaryjne i żołnierze WOT-u.
Prokuratorzy będą wyjaśniać, w jaki sposób wirus pojawił się w tej okolicy, jak się rozprzestrzenił i czy fermy drobiu były odpowiednio zabezpieczone przed ptasią grypą.
SPRAWDŹ: Nowe ognisko ptasiej grypy. Trzeba zutylizować 65 tys. kur