Zarobki kierownictwa Narodowego Banku Polskiego i członków Rady Polityki Pieniężnej wciąż nie dają spać politykom. W Sejmie mnożą się projekty "obcięcia" płacowych kominów w Banku i Radzie. Burza wokół zarobków członków RPP wybuchła po tym jak, 6 z 9 członków Rady - niezadowolonych z zarabianych 25 tysięcy złotych miesięcznie - zwróciło się o wyrównanie pensji do Sądu Pracy.

Po Unii Pracy i Lidze Polskich Rodzin, Polskie Stronnictwo Ludowe jest kolejną partią, która chce się dobrać do kieszeni kierownictwa NBP i członków RPP. Wiadomo, że zgodnie z propozycją Unii Pracy członkowie Rady powinni zarabiać około 13 tysięcy złotych. Co na to PSL? – podobnie jak UP, chciałby, żeby prezes NBP zarabiał tyle co minister, czyli właśnie około 13 tysięcy złotych. Wynagrodzenie wiceprezesów a co za tym idzie członków RPP nie powinno przekraczać pensji podsekretarzy stanu. „Pan prezes NBP, wiceprezesi to są funkcjonariusze państwa a nie funkcjonariusze sektora bankowego” – mówi Janusz Wojciechowski z PSL. Do tej pory zarobki prezesa NBP i członków RPP zależały właśnie od średniej płacy w sektorze bankowym – wszystko dzięki zapisowi w ustawie kominowej, który pozwalał na ten wyjątek. Zapis ma być wkrótce wykreślony.

Tymczasem nie dość, że członkom RPP zmaleją najprawdopodobniej zarobki to jeszcze zwiększy się odpowiedzialność Rady za kondycję gospodarki przy jednoczesnym ograniczeniu jej kompetencji. Na czym ma polegać to poszerzenie odpowiedzialności? – według posłów PSL-u członkowie Rady mieliby być odpowiedzialni nie tylko za utrzymywanie niskiej inflacji, ale przede wszystkim dbać o wzrost gospodarczy poprzez obniżenie stóp procentowych – na czym bardzo zależy rządzącym politykom. Szczegóły tego „poszerzenia odpowiedzialności” mają być znane jeszcze w tym tygodniu.

Foto: Archiwum RMF

05:55