Jarosław Kaczyński pozostanie w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego. To oznacza, że lider opozycyjnego PiS będzie miał nadal dostęp do informacji niejawnych - pisze "Dziennik".
Do tej pory prezydent powoływał do RBN najważniejszych urzędników państwowych: premiera, marszałków Sejmu i Senatu oraz szefów MON, MSZ i MSWiA. Lech Kaczyński także przestrzegał tego zwyczaju, z jednym wyjątkiem - miejsce w Radzie, gdy szefem rządu był Kazimierz Marcinkiewicz, przeznaczył również dla brata, prezesa PiS. I tak już zostało.
Nie widzę powodów, dla których Jarosław Kaczyński miałby nie być w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego - oświadczył w Kontrwywiadzie RMF FM prezydencki rzecznik Michał Kamiński.
Oprócz byłego premiera w Radzie pozostają były marszałek Sejmu Ludwik Dorn i były minister obrony Aleksander Szczygło. Taki skład RBN to pozostałość po rządach Prawa i Sprawiedliwości. Jednak prezydent ma pełną dowolność w kształtowaniu składu Rady. Prawo jest w tej gestii liberalne, a praktyka działania Rady bywała dotąd różna. W czasach prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego bywało tak, że w Radzie zasiadali politycy z przeciwnego mu obozu – AWS-u, ale i także byli w niej wyłącznie prezydenccy współpracownicy.
Dziś Rada Bezpieczeństwa Narodowego mogłaby być dobrym forum, na którym w trudnych czasach kohabitacji rozwiązywano by kluczowe problemy. Gdyby prezydent powołał do niej trzech, czterech polityków Platformy Obywatelskiej, to status i pozycja tej instytucji mogłaby znacząco wzrosnąć. Jeśli w Radzie będą jedynie osoby związane z Lechem Kaczyńskim, to pozostanie ona rzadko zwoływanym i niezbyt liczącym się ciałem doradczym.