Polka porwana w Iraku to trzecia obywatelka naszego kraju, którą to spotkało. W czerwcu uprowadzono dwóch pracowników Wrocławskiej Jedynki. Jeden uciekł, drugiego odbili komandosi.
Polka jest w rękach ugrupowania Brygady Fundamentalistów Abu Bakr al-Siddik. Porywacze - grożąc kobiecie śmiercią - żądają wycofania wojsk polskich z Iraku i zwolnienia kobiet z irackich więzień.
Porywacze Jerzego Kosa nagrali na taśmie podobny apel: to samo żądanie i ta sama groźba. Później cisza. Jerzy Kos przypuszcza, że kasety nie zdążono wyemitować przed jego uwolnieniem. Po siedmiu dniach siły specjalne koalicji odbiły Polaka razem z trzema Włochami, uprowadzonymi dwa miesiące wcześniej. Jerzy Kos kilka dni później wrócił do Polski.
Jak dziś mówił naszej reporterce Jerzy Kos, warunki w jakich przetrzymywane są porwane osoby są straszne; małe klitki, brak jedzenia i wody. Poza tym porywacze cały czas uciekają więc często zmieniają miejsce ukrycia.
W przypadku Jerzego Kosa, terroryści aż 8 razy zmieniali kryjówkę: Były to z reguły małe pomieszczenia, klitki, nawet ubikacje, w których nas zamykano. Pomieszczenia były małe, więc musieliśmy leżeć, nie można było nawet usiąść.
Jerzy Kos ma jednak nadzieję, że w przypadku porwanej Polki będzie nieco lepiej. Porywacze inaczej traktują kobiety. Tak było przynajmniej do tej pory.