Sąd Okręgowy w Bydgoszczy skazał Macieja K. i Sławomira G. na dożywocie za zabójstwo dwóch młodych kobiet w Chałupskach koło Mogilna w Kujawsko-Pomorskiem. Tragiczne wydarzenia rozegrały się w nocy z 3 na 4 sierpnia 2016 roku nad Jeziorem Wiecanowskim. Ofiary zostały pobite, a następnie wrzucone do jeziora.

Nad jeziorem sprawcy - obecnie 48-letni Sławomir G. i 24-letni Maciej K. - wspólnie spędzali czas z 15-letnią Klaudią S. i 23-letnią Patrycją K.

Z niewyjaśnionych powodów pobili Klaudię S. i Patrycję K., a następie wrzucili je do jeziora. Sąd uznał, że "działali wspólnie i w porozumieniu z zamiarem bezpośrednim pozbawienia życia obu młodych kobiet".

Obu oskarżonych sąd skazał na dożywocie. Dodatkowo Sławomir G. został skazany na osiem miesięcy więzienia za posiadanie bez zezwolenia rewolweru. W jego przypadku sąd wymierzył za oba przestępstwa karę łączną dożywocia.

Każdy z oskarżonych ma również zapłacić nawiązki w wysokości 100 tysięcy złotych dla matki 15-letniej Klaudii i 50 tysięcy złotych dla jej brata.

Jeden z ławników zgłosił ws. wymiaru kary dla Macieja K. zdanie odrębne.

"Kiedy mamy do czynienia z osobami dyssocjalnymi, to do zbrodni dochodzi bez głębszej motywacji"

W czasie śledztwa i podczas procesu przed sądem Sławomir G. i Maciej K. robili wszystko, by przekonać, że nie oni są sprawcami.

Maciej K. na początku postępowania udawał nawet, że pomaga policjantom, z którymi jeździł w różne miejsca. W miarę jednak, jak przybywało dowodów, zmieniał swoje wersje. Wskazał nawet jako zabójcę niewinną osobę, która została aresztowana. Później twierdził, że zabójstwa dokonał Sławomir G. Również G. starał się zrzucić winę na swego kompana. Twierdził, że Maciej K. sterroryzował go rewolwerem i zmusił do pomocy w ukryciu zwłok.

W czasie śledztwa, w miarę przybywania dowodów przeciwko nim, wymyślali różne historie. Cały czas manipulowali policją, organami ścigania, a w sądzie zrobili występy przed mediami, przedstawiali swoje wersje łącznie z okazywaniem emocji, przekonując, że nie odpowiadają za zbrodnie i wskazywali na tego drugiego. Na drugi dzień po tragedii wrócili do normalnego życia, nie było w ich żadnych emocji - podkreślał sędzia Andrzej Rumiński w ustnym uzasadnieniu wyroku.

Zaznaczył, że nie sposób dojść, jakie były okoliczności zbrodni i jakie było podłoże konfliktu, bo oskarżeni stale kłamali.

Nie ma żadnych dowodów, że była to zbrodnia zaplanowana. Trzeba zwrócić uwagę - co podkreślili biegli z dziedziny psychiatrii i psychologii: kiedy mamy do czynienia z osobami dyssocjalnymi, a tacy byli oskarżeni, to do zbrodni dochodzi bez głębszej motywacji. W przypadku osób dyssocjalnych decyzje są podejmowane tu i teraz. Uważają, że w danym momencie muszą zareagować, coś zrobić i nawet nie rozważają dalekosiężnych skutków swoich zachowań - mówił sędzia.

Zaznaczył, że musiało się coś stać, że oskarżeni nie chcieli, aby kobiety wyniosły to poza ich krąg, i zdecydowali, że muszą one zamilknąć. Wskazał też na dogodne warunki do dokonania zbrodni: nie było świadków, ofiary zostały wrzucone od jeziora z szerokim pasem trzcin, a brzeg był bagnisty. Ostatecznie miejsce ukrycia zwłok wskazał Maciej K.

W ocenie sądu wyroki dożywotniego więzienia uzasadnia to, że oskarżeni są ludźmi niebezpiecznymi, gotowymi w sprzyjających okolicznościach dokonywać strasznych rzeczy.

W czasie ogłoszenia wyroku na sali rozpraw nie było oskarżonych i ich obrońców.

Wyrok nie jest prawomocny, stronom przysługuje prawo do złożenia apelacji.