Po tym jak upadł sztandarowy pomysł PO dotyczący likwidacji finansowania partii politycznych z budżetu państwa, ugrupowanie Donalda Tuska podejmuje drugą próbę. W najbliższych dniach w Sejmie zostanie złożony projekt ograniczenia subwencji dla partii. Pomysł od kilku tygodni leżał w szufladach, ponieważ nie było zgody w samej koalicji, o ile zmniejszyć strumień publicznych pieniędzy dla ugrupowań.
Co ciekawe, PO i PSL nadal nie porozumiały się w sprawie ograniczenia subwencji. Ten najważniejszy punkt projektu odłożono na później, bo Platforma chce zmniejszyć dopłaty wszystkim partiom po równo o 50 procent.
Tu PO napotyka na opór Polskiego Stronnictwa Ludowego, bo ludowcy dbając o własną kieszeń, proponują cięcia o 20-25 proc. PSL chce również, by duże partie straciły więcej, a mniejsze mniej. Mieliby nieco większe ograniczenie. Gdzieś w granicach 27-28 proc., a ci mniejsi około 19-20 proc. Ten większy oddaje nieco więcej, bo ma dużo - mówi Eugeniusz Kłopotek.
Platforma Obywatelska zapewne ulegnie, aby w końcu móc pochwalić się, że chociaż ogranicza finansowanie, skoro ze sztandarowego pomysłu likwidacji subwencji w ogóle nic nie wyszło. Nawet gdyby to było 25 proc., to są duże środki finansowe, bo to jest kilkadziesiąt milionów złotych rocznie - twierdzi Zbigniew Chlebowski z PO.
Jeśli projekt zostanie uchwalony, zniknie coroczna waloryzacja subwencji. Będzie też zapis, że ponad połowę pieniędzy partie muszą wydać na ekspertyzy i opinie, a nie na reklamówki i billboardy.