To wielki dzień w historii Iraku (...) Tyran jest więźniem - mówił podczas specjalnej konferencji prasowej cywilny administrator Iraku Paul Bermer. Przez dziesięciolecia setki tysięcy was cierpiało z rąk tego człowieka. (...) Te dni się skończyły - na zawsze.
Saddam Husajn towarzyszył Irakijczykom nie tylko na ulicach, spoglądając na nich z portretów i postumentów, żył w ich świadomości, jako ten, który jednym słowem może ich życie zamienić w koszmar albo w bajkę. Był władcą absolutnym; nie potrzebował sądów czy prawa; jakakolwiek krytyka Saddama groziła więzieniem.
Nikt nie jest w stanie oszacować, ilu ludzi straciło życie na jego rozkaz, ilu cierpiało w więzieniach, ilu brutalnie torturowano. Ale są to liczby rządu co najmniej kilkuset tysięcy.
Niewiarygodnie rozrośnięty aparat terroru inwigilował całe społeczeństwo. Znienawidzony Muhabarat, tajne służby policji i służba bezpieczeństwa nie dopuszczały nawet do słowa sprzeciwu. Oprócz tego świetnie funkcjonował aparat propagandowy. Już kilkuletnie dzieci uczono, że dyktator to ojciec, dawca wszelkiego dobra; że bez niego nie ma życia.
Fundował szkoły, szpitala i meczety, obniżał ceny na żywność, zapraszał przedstawicieli ludu na audiencje do swojego pałacu. Kiedy wysłannicy RMF Jan Mikruta i Przemysław Marzec byli jeszcze w Iraku przed wojną, wszyscy, z którymi rozmawiali, przekonywali ich o swym uwielbieniu dla władcy. Ale gdy weszli Amerykanie do Bagdadu, okazało się, że powodem tej miłości był strach przed Saddamem.
Swoim bliskim były dyktator dawał całkowitą bezkarność. Jego starszy syn fanatyk i sadysta słyną z porywania i mordowani kobiet, na które miał ochotę. Zabujał także ich rodziny.
Gdy rodzina Saddama gromadziła fortunę, tymczasem zwykli ludzie od czasu pierwszej wojny w Zatoce żyli w biedzie.
17:50