Nasze państwo wcale nie jest tanie, jest coraz droższe i coraz bardziej zachłanne. Co roku chce większej części z rosnącego wspólnego narodowego dochodu.

Polska nie ma bogactw naturalnych ani prężnych międzynarodowych koncernów, musi więc opodatkować własnych obywateli. Co roku mocniej przysysa się więc do naszych portfeli.

Z naszych domowych budżetów pochodzi większość pieniędzy, które ma do wydania kasa państwa. Najwięcej płacimy niepostrzeżenie, czyli w postaci VAT-u – codziennie, kiedy tylko cokolwiek kupujemy. Resztę oddajemy w postaci innych danin, zwłaszcza podatku od dochodów osobistych, co roku łamiąc sobie głowę nad zagmatwanymi tabelkami PIT-ów.

Skutkiem drogiego państwa jest wyjątkowo wysokie – jak na kraj, który chce gonić bogatszych – opodatkowanie pracy. Państwo polskie zostawia pracownikowi tylko 56 proc. wypracowanego przez niego dochodu. Resztę zabiera w postaci różnych opłat i podatków. Więcej zagrania fiskus w Niemczech, Francji czy Szwecji, ale przeważnie funduje za to obywatelom szpitale i drogi, o którym nam się nie śniło. Dla porównania, w Wielkiej Brytanii, pracownik zabiera do domu 70 proc., a w Irlandii 80 proc. tego, co wypracował.

Droga praca oznacza w dodatku, że w Polsce zwyczajne zatrudnienie pracownika to luksus, na który wielu pracodawców nie może sobie pozwolić. W efekcie chytre państwo dwa razy traci. Raz, bo pracodawcy wypłacają pieniądze pod stołem albo udają, że ich pracownicy wykonują tylko czasowe umowy. Dwa, bo zrażeni bezrobociem Polacy wolą pracować za granicą.

Nasz system podatkowy jest zagmatwany. W założeniu, biedniejsi i bardziej potrzebujący mają być mniej obciążeni. Rządząca ekipa obiecywała w kampanii wyborczej, że dzięki jej rozwiązaniom podatkowym, rodzinne lodówki nie opustoszeją, a pluszowe zabawki nie spadną ze ścian. Porównanie podatków w Polsce i innych krajach, dokonane w najnowszym raporcie OECD, wskazuje jednak, że nasz system podatkowy nadal nie sprzyja tradycyjnej rodzinie. Polska familia z dwójką dzieci, w której matka nie pracuje, płaci w stosunku do dochodów niemal najwyższe podatki na świecie. W gorszej sytuacji są tylko podobne rodziny tureckie, a na przykład w Irlandii, ojciec utrzymujący żonę i dwie pociechy oddaje państwu 20 razy mniejszą część dochodów niż w Polsce. Nic dziwnego, że coraz więcej polskich rodzin zabiera dzieci i ich pluszowe zabawki, aby pracować i żyć za granicą.

Nasze pieniądze utrzymują ciągły przerost urzędniczego zatrudnienia i ambicji polityków, a także pasożytujących od lat na budżecie naciągaczy i aferzystów. Ale podatki płacić trzeba. Nie ma co liczyć, że stanie się cud, tryśnie ropa i nie będziemy musieli składać PIT-ów, niczym obywatele sułtanatu Brunei.

Michał Zieliński, RMF FM