Prawie 160 paneli słonecznych umieszczono na dachu jednego z budynków Pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego. Mała elektrownia kosztowała prawie milion złotych. Niemal dwie trzecie środków dał Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska w Gdańsku.
To pierwszy w Polsce zabytkowy budynek, na którym zainstalowano panele fotowoltaiczne. Były 3 razy droższe od standardowych, bo z racji konserwatorskich wymogów musiały być w kolorze czerwonym.
Cała elektrownia składa się z trzech generatorów. W szczytowym momencie może dać nawet 40 kilowatów prądu. Na takie osiągi można jednak liczyć tylko w okresie letnim, przy dużym nasłonecznieniu. Nominalna produkcja prądu ze Słońca to 28 kilowatów. Szacuje się, że w ciągu roku w Gdańsku można mówić o około 1500-1600 słonecznych godzinach. Może to dać w sumie 43 tysiące kilowatogodzin.
Pozwoli to poprawić zapotrzebowanie na energię przez urząd, ale na pewno nie zaspokoi wszystkich potrzeb - mówi Mieczysław Śliwka, z Departamentu Majątku Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego.
Trzeba przyznać, że to optymistyczne stwierdzenie, bo w skali roku urzędnicy mogą zaoszczędzić dzięki panelom niecałe 40 tysięcy złotych. Nie chodzi jednak tylko o szybki zwrot inwestycji. A o to, żebyśmy ograniczyli emisją CO2 i żebyśmy pokazywali, że odnawialne źródła energii są do wykorzystania na wyciągnięcie ręki - mówi Śliwka.
Wykonawca "małej elektrowni" podkreśla jednak, że "dostępność" dotyczy tylko administracji publicznej, a przeciętny Kowalski nie ma szans na taką inwestycję. Ale czy nawet urzędom to rzeczywiście się opłaca? Posłuchaj i zobacz, jak wygląda energotwórczy dach urzędu w Gdańsku.