Po 8 godzinach obrad komisja weryfikacyjna ds. reprywatyzacji w stolicy zakończyła swoją ą pierwszą rozprawę. Przesłuchano dwóch świadków, trzeci odmówił zeznań, za co został ukarany grzywną. Szef komisji Patryk Jaki zarządził przerwę do 29 czerwca.
Na czwartkową rozprawę jest wezwany Marcin Bajko, były urzędnik ratusza oraz - jako strony postępowania - Maciej Marcinkowski (według komisji, "ze względu na dobro śledztwa część rozprawy z udziałem Macieja Marcinkowskiego zostanie utajniona") i prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz (która nie stawiła się w poniedziałek informując o skierowaniu do NSA wniosku o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego ws. komisji).
Patryk Jaki podał, że pismo pani prezydent wpłynęło do komisji i - po skserowaniu go oraz przedłożeniu wszystkim członkom komisji - będzie rozpoznane na kolejnym posiedzeniu.
Podczas pierwszej rozprawy badano sprawę nieruchomości przy ul. Twardej 8 i 10. Przed komisją nie stawił się w poniedziałek nikt w imieniu m.st. Warszawy - jako Skarbu Państwa, strony postępowania administracyjnego. Zeznawał natomiast były urzędnik stołecznego ratusza, Krzysztof Śledziewski. Na tym posiedzeniu komisji rozpoznane są sprawy dwóch nieruchomości przy ul. Twardej. Urzędniczka ratusza Gertruda Jakubczyk-Furman odmówiła złożenia zeznań. Została ukarana 3 tys. zł grzywny.
Deklarujemy wolę współpracy z komisją weryfikacyjną ds. reprywatyzacji, ale uważamy, że komisja działa wbrew konstytucji i narusza zasadę trójpodziału władzy; te okoliczności będą w przyszłości czynić wątpliwości co do jej rozstrzygnięć - oświadczył na wstępie rozprawy obrońca Macieja Marcinkowskiego mec. Marek Gromelski.
Marcinkowski (przewodniczący komisji Patryk Jaki oświadczył, że można podawać jego nazwisko) przez media nazwany "handlarzem roszczeń" został wezwany przed komisję w związku z reprywatyzacją nieruchomości Twarda 8/12 (dawny adres Twarda 10). W efekcie z tego miejsca musiało się przenieść jedno z najlepszych stołecznych gimnazjów. Marcinkowski ma już prokuratorskie zarzuty w związku z tą m.in. reprywatyzacją. Jest aresztowany.
Według mec. Gromelskiego istnieje "daleko idąca wątpliwość" między sytuacją prawną jego klienta, jako podejrzanego w śledztwie ws. dzikiej reprywatyzacji i jako strony przed komisją. Ten stan prawny jest stanem nie do zniesienia dla podstawowych praw pana Marcinkowskiego. Jego status podejrzanego w śledztwie ogranicza lub eliminuje większość lub wszystkie jego prawa. Jako podejrzany, jest zobowiązany do zachowania tajemnicy śledztwa - i zarówno on jak i ja jako jego obrońca nie wiemy - jaki jest zakres tej tajemnicy i czy on jej nie naruszy - mówił Gromelski.
Szef komisji Patryk Jaki nie zgodził się z tymi argumentami. To pan mecenas miesza porządki prawne. Według naszej wiedzy, według orzecznictwa i doktryny, każda ustawa cieszy się domniemaniem konstytucyjności, dopóki TK jej nie zakwestionuje. A komisja zapewniła, że przesłuchani jako strony będą mieli pełne prawa wynikające ze statusu strony; komisja zrobiła więcej niż musiała, by te prawa zapewnić - dodał Jaki.
Po dalszej wymianie zdań i odebraniu głosu Gromelskiemu oraz drugiej pełnomocniczce Marcinkowskiego Jaki uznał, że czas na podobne wypowiedzi będzie po zakończeniu rozprawy.
Mec. Marek Gromelski wniósł o wyłączenie z poniedziałkowych obrad komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji jej szefa Patryka Jakiego. Mówił, że do takiego wniosku skłonił go sposób prowadzenia obrad przez Jakiego, który uznał za tendencyjny. Jaki zadeklarował, że wyłączy się z głosowania w tej sprawie i ocenił, że wypowiedź Gromelskiego ma charakter polityczny, dlatego ją przerwał.
Ale ja jeszcze nie skończyłem - mówił Gromelski, domagając się oddania mu głosu. Dosyć tego, nie będzie już politycznych wypowiedzi - odpowiedział na to Jaki. Ale miał się pan wyłączyć - zareagował na to członek komisji poseł Robert Kropiwnicki (PO).
W tej sytuacji członek komisji Sebastian Kaleta - któremu Jaki przekazał prowadzenie obrad w tym punkcie - zarządził głosowanie w sprawie wniosku o wyłączenie szefa komisji. Nie uzyskał on większości - wniosek poparła 1 osoba, 5 było przeciw, a 2 się wstrzymały.
Maciej Marcinkowski był częstym gościem w Urzędzie m.st. Warszawy - zeznał przed komisją Krzysztof Śledziewski, b. urzędnik ratusza, pierwszy świadek przed komisją.
Według niego 90 proc. decyzji reprywatyzacyjnych było wydawanych dla prawowitych spadkobierców ludzi, którzy np. zginęli w Katyniu, represjonowanych, "ale była też grupa ludzi, która traktowała reprywatyzację biznesowo". Jak mówił wiedzieli o tym wszyscy, którzy widzieli dokumenty.
Pan Marcinkowski denerwował się, gdy coś szło nie po jego myśli - mówił Śledziewski. Jak dodawał, Marcinkowski twierdził, że nie ma problemu, aby w razie potrzeby wyłożyć kilkadziesiąt tysięcy zł dla prasy. Mówił, że gdyby chciał, to by został dyrektorem biura w mieście - dodawał świadek konkludując, że "na pewno jego zachowanie w urzędzie było inne niż innych stron".
Gdy nie było mnie przy biurku, dzwonił do pani naczelnik. Gdy nie było jej - prosto do dyrektora. Dzwonił, nagabywał, zależało mu, żeby było szybko - dodawał.
Nie jest normalne, że szkoła jest przenoszona przed wydaniem decyzji reprywatyzacyjnej - zeznał Śledziewski. To był jedyny przypadek, że przed wydaniem decyzji Rada Miasta przeniosła szkołę w inne miejsce - dodał.
Śledziewski dodał: "działalność kuratorów budziła moje wątpliwości". Podkreślał, że decyzje zapadały na poziomie szefa Biura Gospodarki Nieruchomości czy prezydent miasta.
Pytany, czy nie budziła jego wątpliwości wycena praw i roszczeń do tej nieruchomości na 50 zł za m kw. - w sytuacji, gdy w tej lokalizacji cena może wynosić nawet 12 tys. za m kw. - Śledziewski odparł, że nie przypomina sobie by jego przełożeni mówili mu, że ta wycena jest zbyt niska. Zdaniem świadka, "panowie Marcinkowscy byli bardzo skuteczni".
Decyzję zwrotową należało podjąć, natomiast można było nie podejmować uchwały o przeniesieniu szkoły - powiedział Śledziewski, który był referentem sprawy reprywatyzacji tej nieruchomości w warszawskim ratuszu. Dodał, że można też było przyjąć "mikroplan", który by przewidywał, że ta nieruchomość jest przeznaczona na cele oświatowe.
Miasto taką wiedzę posiadało - tak świadek odparł na pytanie, czy ws. tej nieruchomości miasto miało wiedzę, że w sprawie występują "nieznani spadkobiercy". Dodał, że nie było żadnych opinii prawnych w tej sprawie. Zaznaczył, że "w tego rodzaju Biznacjum, jakim jest urząd m. st. Warszawy, niektóre instytucje przerzucały się kompetencjami".
Pytany, kto dysponował pełnomocnictwami do wydawania decyzji reprywatyzacyjnych, Śledziewski odparł, że takie uprawnienia mieli wicedyrektorzy Biura Gospodarki Nieruchomościami. Dodał, że nie zna przypadku, by decyzje takie podpisywała prezydent lub wiceprezydent.
Świadek wskazał, że w okresie między 2012, a 2014 r. prezydent Gronkiewicz-Waltz, przez pewien czas, osobiście nadzorowała BGN.
W swoim referacie spotkałem się z co najmniej jedną sytuacją, w której pani prezydent życzyła sobie zmiany decyzji Biura Gospodarki Nieruchomościami - zeznał Śledziewski.
Jak mówił, chodzi o nieruchomość u zbiegu al. Solidarności i Towarowej w Warszawie, gdzie Hanna Gronkiewicz-Waltz miała wyrazić niezadowolenie, że Biuro wydało decyzję odmowną. Według tego, co Śledziewskiemu przekazano z drugiej ręki, dyrektor BGN miał usłyszeć od prezydent Warszawy: "zawiodłam się na panu" - zeznał Śledziewski.
Jak dodał, projekty decyzji z zasady przygotowywali urzędnicy w biurze. Jak dodał, "tzw. ‘góra’, w naszym (stołecznych urzędników - PAP) przekonaniu prezydent i zastępcy, wymagała wydawania ok. 300 decyzji reprywatyzacyjnych rocznie". Każdy urzędnik miał według niego przygotować dwie decyzje zwrotowe w miesiącu, ale - jak dodał - nigdy nie osiągnięto tego poziomu decyzji.
Według niego, przełożeni "niejednokrotnie zwracali w celu dokonania korekt projekty decyzji", ale takie korekty nie zmieniały istoty tej decyzji, bo jej treść już na początku oznajmiała urzędnikom naczelniczka wydziału Gertruda Jakubczyk-Furman.
Pytany o skalę "nacisków Macieja Marcinkowskiego" na urzędników ratusza Śledziewski powiedział, że "od pewnego momentu pan Marcinkowski był bardzo niezadowolony z biegu spraw w ratuszu", gdy chodzi o wydawane decyzje reprywatyzacyjne.
To nieprawda, że kiedykolwiek ingerowałam w postępowania reprywatyzacyjne - napisała na Twitterze - w reakcji na te zeznania - prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz.